Hej drodzy czytelnicy..
Niestety muszę zawiesić opowiadanie gdyż nie mam czasu na pisanie. Może że wrócę za kilka dni, tygodni, miesięcy ale może nigdy. Nie wiem. Jeśli podejmę ostateczną decyzję to napisze :)
Tymczasem..
Jeśli ktoś tu zagląda jeszcze.
Mam nadzieje, że do zobaczenia ;*
Zawsze i na zawsze.♥
piątek, 14 marca 2014
czwartek, 13 lutego 2014
Miniaturka "Nie ufaj króliczkom!"
Tak jakoś w przeszłości...
Luna spacerowała sobie po błoniach. Nie myślała o niczym. Nawet o tym że jej długa kitka właśnie tarza się w błocie. Szła obok chatki Hagrida. Ten jak zwykle opijał się i co chwilę czkał. Na starym pieńku leżała gęś. Hagrid wziął w rękę toporek i chwiejnym krokiem zamiast w stronę przestraszonego, gęgającego zwierzątka, ruszył w stronę małej blondi.
-Luna *hik* cu cię tu sprowodza *hik* cholibka *hik*.-podrapał się po głowie.
Nagle narzędzie wyleciało mu z ręki trafiając prosto w nogę dziewczyny robiąc jej małą ranę. Ta zaczęła drzeć się jak Ron, kiedy zobaczył Snape'a w bieliźnie w zeszły wtorek. Biegnąc tak bez opamiętania zatrzymała się przed drzewem. Ale z racji tego że trawa była mokra poleciała nogami do przodu obijając sobie kość ogonową. Wstała masując sobie obolałe miejsce. Nagle zza krzaka wyłonił się pulchniutki króliczek. Luna z myślą że najlepsze zwierzę na świecie nic jej nie zrobi podeszła do niego. Tak przynajmniej myślała bo to była samiczka. W dodatku matka. A że blond włosa zawsze nosi w kieszeni kilka dorodnych marchewek (Nie. To nie jest to o czym myślicie zboczuszki!) to króliczek wskoczył na nią wyrywając z tylnej kieszeni trzy marchewki, no tyle miała małych. Na koniec niebieskooka poczuła ból gdzieś z tyłu głowy. Gdy paskudna bestia uciekła gdzieś, podniosła się z miejsca i ruszyła przed siebie. Pamiętając oczywiście żeby nie ufać futrzakom. Przemierzając z powrotem błonia, bo chciała oddalić się od tego pechowego miejsca, usłyszała szum liści. Nie mówiłam że była to jesień? Ach, no więc... była jesień. Żeby jakoś zagłuszyć te dźwięki zaczęła na całe gardło śpiewać jakąś okropną piosenkę. Przebiegający obok kot, który wyglądał jak McGonagall i Krzywołap popatrzyli na nią przestraszonym wzrokiem. Kotek Miony i opiekunka Gryffindoru w jednoznacznej sytuacji. Ktoś tu musi porozmawiać z Hermioną. Zwierzątka zaczęły dziwnie piszczeć i uciekły razem (dosłownie razem bo trzymali się za ogony) w stronę zamku. Luna tylko wzruszyła ramionami i pogwizdywała wesoło podskakując. Znowu usłyszała ten dziwny szelest. Trzask łamanych gałęzi. Dziwnie gorący oddech na całym ciele. Usłyszała nad uchem głośne "Bu!" i przewróciła się twarzą na ziemię. Usłyszała głośny śmiech pewnego nikczemnego ślizgona. Wstała dosyć powoli. Gdy ten zobaczył jej twarz przestraszył się nie na żarty i zemdlał. No.. a co wy byście zrobili na widok dziewczyny ze złamanym nosem i krwawiącym policzkiem, czołem i ręką? Zapewne pomoglibyście owej ofierze losu. Jednak nasz kochany i dzielny choć arogancki i bezczelny blondasek jest na prawdę tchórzliwą fretką i przy najbliższej okazji odlatuję na chwilę. Nawet na widok chorego kotka. Oczywiście nie pokazuje tego publicznie. Jakby to było? Luna mimo krwawiącego nosa (i nie tylko) ruszyła w stronę ślizgona i obudziła go jakimś zaklęciem. On, jako że zapomniał co się stało wcześniej na jej widok zaczął piszczeć jak mała dziewczynka, a tamta tarzała się brudząc wszystko na czerwono. Śmiała się dławiąc się krwią. Ale co tam. Ważne że mogła zobaczyć go w takim stanie.
-Dobra nie drzyj tej fretkowatej mordki i chodź już.-zaśmiała się blond włosa.
-Mhhhh.-Westchnął. Chociaż.. może warknął? Trudno stwierdzić.
-O co ci do cholery chodzi? Rusz się.-spojrzała na niego gniewnie.
-Ok.-jak na zawołanie(no w sumie to na zawołanie...) ruszył z miejsca.
Szli przez błonia. Cały czas popychali się. Wpadali do błota. Czasem ktoś rozciął sobie nogę. Spacerowali tak aż w końcu postanowili położyć się i poobserwować chmury. Rozłożyli się wygodnie.
-Ej widzisz tamtą.-wskazała palcem.-wygląda jak dziewczyna.
-No. A widzisz tamtą? Co ci to przypomina.-zaśmiał się.
-Zboczeniec!-walnęła go zamiast w rękę to w polik.
Ten się zezłościł i usiadł na niej przygniatając ręce do ziemi.
-A chcesz zobaczyć TO na żywo?-uśmiechnął się ironicznie.
-Spadaj!-Krzyknęła i zrzuciła go z siebie.
-Sama się zbadaj!- Nic już nie powiedział tylko wrócił obserwować chmurki.
-Oo a tamten wygląda jak jeleń. Czekaj. On bardzo wygląda jak jeleń. To patronus! Patronus Harry'ego!-zawołała.
-Spokooooojnie.-przeciągnął.-pewnie popisuje się przed tą jak ona ma? Elizabeth Mc.. McGroven! Tak.-odrzekł.
-Przecież to nauczycielka numeroligii.-zauważyła jakże bystra Lovegood.
-Właśnie. Potter ostatnio woli.. starsze.-powiedział Malfoy.
-Ona ma 69 lat!-zdziwiła się.
-No wiem. Dobra nie ważne. Zobacz tamtą. Wygląda jak ptak. Hej! Czy ona się nie zbliża do nas?-przymrużył oczy.
-Ale Draco, to jest p...-nie dokończyła bo biała substancja (to nie to o czym myślicie!) znalazła się na koszuli szaro-niebieskookiego.
-O fuuu!-krzyknął i zaklęciem zdjął z siebie odchody, ale pozostała plamka. - I co zrobiłaś, co?
- Phh. Zawsze wszystko na mnie! Ale dobra, chodźmy już.- zdenerwowała się.
Kroczyli w ciszy. Nikt się nie odzywał. Pogrążyli się w myśleniu. Luna chyba szczególnie bo zdążyła nabić siniaka wpadając na drzewo. Nagle usłyszeli szeptanie i śmiech. Jakże zaciekawieni ruszyli w stronę owych odgłosów. Trochę dziwnych.. (ale z was zboczeńce :3) jakby chrumkanie świni? Ach! No tak. To Ginny. Oczyyyyywiste. Pociągnęła ślizgona w stronę tajemniczego miejsca. To co tam zobaczyli zupełnie ich zdziwiło! Tam oto wśród krzewów stała Ginevra w bikini i Zabini, który stał naprzeciw niej... Malując ją. Widok był komiczny w dodatku że ruda trzymała w dłoni dziwne owoce przypominające banany.. ale niebieskie.
- Luna co ci się stało?! Jesteś cała we krwi!-krzyknęła Weasley'ówna.
-Aaa tam! Nic takiego.-machnęła ręką. Jednym zaklęciem pozbyła się krwi z ciała.-A.. wy co robicie?
Spojrzeli po sobie dziwnie i zaczęli się jąkać.
-T..tego..-zaczął Blaise.
-Tego jeszcze w kinie nie grali! -klasnął w dłonie roześmiany Malfoy.
-W kinie? - zdziwili się wszyscy.
-No.. to takie coś co grają filmy.- zakłopotany Draco. Świetny widok..-Ajj za dużo czasu z tym Potterem!
-Co to film?-zapytał Blaise
- To... nie ważne!- zdenerwował się blondyn. Nie miał widocznie chęci na wywiady w sprawach nie magicznych.
-Ale jak to z Potterem.. czasu?-roześmiała sie Ginn.
-No bo.. tego.. nie ważne nie będę się tłumaczył.-bąknął.
Wszyscy się zaśmiali i powrócili do rozmowy.
-Ojej.. po prostu Blaisik chciał wykorzystać swoje zdolności ale podobno ma za dużo portretów Draco, które malował z ukrycia więc postan..-nie dokończyła ruda.
-Cicho bądź Ginny.-mruknął czarnoskóry.
Draco wyszczerzył oczy ale nie pytał się. Postanowił że wrócą z Luną do zamku i dadzą spokój im.
- Phephem. - Komuś wyraźnie się nudziło. Luna w drodze powrotnej śpiewała, gwizdała i czasem mówiła różne głupie słowa...
Dotarli do rzeczki bo odeszli trochę daleko. Usłyszeli płacz. Zobaczyli Nevilla stojącego na moście. Bardzo się przestraszyli i postanowili go uratować. Podbiegli cicho do chłopaka z przywiązanym kamieniem do nogi ale on się cofał w stronę brzegu. Jednak Luna tego nie dostrzegła i krzyknęła coś w stylu "Nie!!! Nevil Nie!!". Niestety ten się przestraszył i upadł do tyłu. Pech chciał że wpadł do wody. Nie dali rady go uratować. Załamana Luna wpadła w rozpacz. Obwiniała się że to przez nią jej przyjaciel zginął. Sięgnęła po kartkę leżącą w pobliżu.
-Dobra nie drzyj tej fretkowatej mordki i chodź już.-zaśmiała się blond włosa.
-Mhhhh.-Westchnął. Chociaż.. może warknął? Trudno stwierdzić.
-O co ci do cholery chodzi? Rusz się.-spojrzała na niego gniewnie.
-Ok.-jak na zawołanie(no w sumie to na zawołanie...) ruszył z miejsca.
Szli przez błonia. Cały czas popychali się. Wpadali do błota. Czasem ktoś rozciął sobie nogę. Spacerowali tak aż w końcu postanowili położyć się i poobserwować chmury. Rozłożyli się wygodnie.
-Ej widzisz tamtą.-wskazała palcem.-wygląda jak dziewczyna.
-No. A widzisz tamtą? Co ci to przypomina.-zaśmiał się.
-Zboczeniec!-walnęła go zamiast w rękę to w polik.
Ten się zezłościł i usiadł na niej przygniatając ręce do ziemi.
-A chcesz zobaczyć TO na żywo?-uśmiechnął się ironicznie.
-Spadaj!-Krzyknęła i zrzuciła go z siebie.
-Sama się zbadaj!- Nic już nie powiedział tylko wrócił obserwować chmurki.
-Oo a tamten wygląda jak jeleń. Czekaj. On bardzo wygląda jak jeleń. To patronus! Patronus Harry'ego!-zawołała.
-Spokooooojnie.-przeciągnął.-pewnie popisuje się przed tą jak ona ma? Elizabeth Mc.. McGroven! Tak.-odrzekł.
-Przecież to nauczycielka numeroligii.-zauważyła jakże bystra Lovegood.
-Właśnie. Potter ostatnio woli.. starsze.-powiedział Malfoy.
-Ona ma 69 lat!-zdziwiła się.
-No wiem. Dobra nie ważne. Zobacz tamtą. Wygląda jak ptak. Hej! Czy ona się nie zbliża do nas?-przymrużył oczy.
-Ale Draco, to jest p...-nie dokończyła bo biała substancja (to nie to o czym myślicie!) znalazła się na koszuli szaro-niebieskookiego.
-O fuuu!-krzyknął i zaklęciem zdjął z siebie odchody, ale pozostała plamka. - I co zrobiłaś, co?
- Phh. Zawsze wszystko na mnie! Ale dobra, chodźmy już.- zdenerwowała się.
Kroczyli w ciszy. Nikt się nie odzywał. Pogrążyli się w myśleniu. Luna chyba szczególnie bo zdążyła nabić siniaka wpadając na drzewo. Nagle usłyszeli szeptanie i śmiech. Jakże zaciekawieni ruszyli w stronę owych odgłosów. Trochę dziwnych.. (ale z was zboczeńce :3) jakby chrumkanie świni? Ach! No tak. To Ginny. Oczyyyyywiste. Pociągnęła ślizgona w stronę tajemniczego miejsca. To co tam zobaczyli zupełnie ich zdziwiło! Tam oto wśród krzewów stała Ginevra w bikini i Zabini, który stał naprzeciw niej... Malując ją. Widok był komiczny w dodatku że ruda trzymała w dłoni dziwne owoce przypominające banany.. ale niebieskie.
- Luna co ci się stało?! Jesteś cała we krwi!-krzyknęła Weasley'ówna.
-Aaa tam! Nic takiego.-machnęła ręką. Jednym zaklęciem pozbyła się krwi z ciała.-A.. wy co robicie?
Spojrzeli po sobie dziwnie i zaczęli się jąkać.
-T..tego..-zaczął Blaise.
-Tego jeszcze w kinie nie grali! -klasnął w dłonie roześmiany Malfoy.
-W kinie? - zdziwili się wszyscy.
-No.. to takie coś co grają filmy.- zakłopotany Draco. Świetny widok..-Ajj za dużo czasu z tym Potterem!
-Co to film?-zapytał Blaise
- To... nie ważne!- zdenerwował się blondyn. Nie miał widocznie chęci na wywiady w sprawach nie magicznych.
-Ale jak to z Potterem.. czasu?-roześmiała sie Ginn.
-No bo.. tego.. nie ważne nie będę się tłumaczył.-bąknął.
Wszyscy się zaśmiali i powrócili do rozmowy.
-Ojej.. po prostu Blaisik chciał wykorzystać swoje zdolności ale podobno ma za dużo portretów Draco, które malował z ukrycia więc postan..-nie dokończyła ruda.
-Cicho bądź Ginny.-mruknął czarnoskóry.
Draco wyszczerzył oczy ale nie pytał się. Postanowił że wrócą z Luną do zamku i dadzą spokój im.
- Phephem. - Komuś wyraźnie się nudziło. Luna w drodze powrotnej śpiewała, gwizdała i czasem mówiła różne głupie słowa...
Dotarli do rzeczki bo odeszli trochę daleko. Usłyszeli płacz. Zobaczyli Nevilla stojącego na moście. Bardzo się przestraszyli i postanowili go uratować. Podbiegli cicho do chłopaka z przywiązanym kamieniem do nogi ale on się cofał w stronę brzegu. Jednak Luna tego nie dostrzegła i krzyknęła coś w stylu "Nie!!! Nevil Nie!!". Niestety ten się przestraszył i upadł do tyłu. Pech chciał że wpadł do wody. Nie dali rady go uratować. Załamana Luna wpadła w rozpacz. Obwiniała się że to przez nią jej przyjaciel zginął. Sięgnęła po kartkę leżącą w pobliżu.
Nie chce żyć!
Mam dosyć...
Odchodzę na zawsze.
Zawsze będę pamiętał o przyjaciołach.
-Neville.
Już nie! Jednak przemyślałem wszystko.
Chce żyć! Mam tyle planów.
Kocham Cię, życie!
Neville.
- No wiesz.. Wypadki się zdarzają..-rzucił Draco.
- No.. co racja to racja.-zaśmiała się Lunka i na odwrocie kartki napisała...
Game Over
-Ale wiesz że pisze się "The End" na zakończenie. -zauważył blondyn.
-Ach, no tak. Przepraszam.
The End.
_____________________________
Hei Kochani :3
A więc nowy rozdział jest ciężki, ale piszę ;) Na razie zaspokoję was miniaturką. Pierwsza moja taka. Miała wyjść komedia no ale wyszło jak wyszło :/ Dla mnie beznadzieja :/ Widziałam coś takiego na innym blogu i wydawało się spoko, ale czy ja wiem? No ale decyzja należy do was.
A.. w związku że ostatnio jest coraz mniej kom... więc teraz:
Kolejny rozdział = 3 kom
wtorek, 11 lutego 2014
Przepraszam!
Heej wszystkim ;)
Przepraszam że nie było mnie ale miałam zepsuty laptop. Musiałam też napisać opowiadanie bo w szkole mamy takie coś że musimy napisać mini książkę o czymś w rodziziałach i nie miałam czasu. W bliskim czasie pojawi się miniaturka i rozdział ;*
Przepraszam że nie było mnie ale miałam zepsuty laptop. Musiałam też napisać opowiadanie bo w szkole mamy takie coś że musimy napisać mini książkę o czymś w rodziziałach i nie miałam czasu. W bliskim czasie pojawi się miniaturka i rozdział ;*
wtorek, 14 stycznia 2014
Rozdział VII
Ach te życzenia noworoczne. Cały czas jedno i jedno. "Szczęśliwego nowego roku". Przecież wiadomo że to na nic. I tak nie będzie szczęśliwy i tak. Mhh ten mój optymizm na świat. Nie, nic nie sugeruję. Po prostu tak jest. Co z tego że twoi przyjaciele, jeśli są tacy, będą z tobą albo znajdziesz miłość swojego życia.. I tak w pewnym momencie będzie jedno wielkie "Puf". Puf.. wszystko zacznie się walić. I nic na to nie poradzisz. Musisz walczyć. ... Kogo ja oszukuję? Takie mądre przemyślenia do mnie nie pasują, więc wróćmy do rzeczywistości. Wczorajszy wieczór. Wróćmy na chwilę do tamtego momentu. Trzeba wysilić pamięć. Jednak odrobina szampana trochę kołuje. Jednak pamiętam to i owo. Po tym jak teleportowałem się przemyślałem kilka spraw. Rozważałem wszelkie za i przeciw, próbując oszukać w prawdzie samego siebie jednak uczucie wygrało. Uczucie z głębi serca. Nie bierze się ono w nas "od tak". Ten rok szkolny dużo dał mi do myślenia. W jakimś stopniu zmienił. W głowie siedziała mi tylko jedna osoba. Pewna blondynka. Marzycielka i wielka optymistka. Czyli zupełne przeciwieństwo mnie. Ale przecież przeciwieństwa się przeciągają. Podobno.. Ale czy na pewno? Dwa różne światy. Nie.. to nie możliwe. Nawet wątpie czy to miłość. Zauroczenie co najwyżej. Tak myślę. Myślę.. Moje myśli i tak są wystarczająco zmieszane. Mój ojciec mącił w nich od dzieciństwa. Nienawiść do szlam, arystokractwo i to, że miłość nie istnieje. Taa.. to trochę przykre, gdy własny rodzic tak twierdzi. Nigdy się tym nie zadręczałem, ale teraz myślę, że skoro według jego miłość nie istnieje, to znaczy że jest z matką tylko dla tradycji? To chore.. Jednak, najwyraźniej tak jest. Cofając się kilkanaście lat wstecz..
"Mały, zaldwie sześcioletni Draco spędzał samotnie kolejny wieczór. Siedział w swoim małym pokoiku, aż usłyszał trzaśnięcie drzwi. Charakterystyczne. Wiedział dokładnie kto tak wchodzi do domu. Lucjusz Malfoy. Chłopiec nie widział go już miesiąc. Jednak jego ojciec nie myślał o swoim synku zbyt często, przwie wcale. Miał ważniejsze sprawy na głowię. Zapewne domyślacie się o co chodzi. Wierny Czarnemu Panu, mężczyzna wierzył zachłannie że on powróci. Nie miał zazwyczaj czasu dla syna lub żony. Liczyło się tylko jedno. Draco wyszedł po cichu z pokoju i poszedł przywitać się z Lucjuszem.
- Tatusiu, gdzie byłeś?-zawsze pytał się o to samo.
- Załatwiałem swoje sprawy. Nie interesuj się tym Draco, to moje prywatne interesy.-odrzekł surowo Malfoy.
- Przepraszam.-odrzkł cichutko chłopczyk. Czasem bał się go..
- No idź już do pokoju. Muszę porozmawiać z twoją matką.-jego ton był nie zbyt przyjemny.
- Kochasz ją?- spytał nagle i spokojnie blondyn.
- Ile razy mam ci powtarzać?! Nie ma czegoś takiego jak miłość! Takie coś nie istnieje i zapamiętaj to sobie. Nie pytaj o to więcej i idź już. Mam ważniejsze sprawy.-warknął.
Sześciolatek odszedł ze spuszczoną głową. Nigdy nie powrócił do tego tematu. Bynajmniej, nie z nim..."
Tak. Z pewnością nie było to miłe wspomnienie. Zresztą jak większość mojego dzieciństwa. Jest jeszcze jedno. Nie zbyt szczęśliwe, ale jeśli chodzi o ten temat, to chyba najbardziej. A było to, gdy kończyłem trzeci rok w Hogwarcie
"Młody chłopiec siedział właśnie na dużej szmaragdowo zielonej kanapie rozmyślając. Zauważyła go jego matka. Podeszła do syna i zagadała:
-Co się stało Draco? Jesteś smutny..-spytała pocieszającym tonem.
Ten jednak nic nie odpowiedział. Milczał przez chwilę po czym głęboko westchnął.
-Czyżbyś.. no wiesz.. zakochał się?-spytała delikatnie Narcyza po czym uśmiechnęła się.
-Zakochał? Ja? Skądże! Przecież miłości nie ma.-zacytował ojca. Cyzia tylko westchnęła.
-Draco. Posłuchaj mnie teraz i nie przerywaj. Chcemy do ciebię jak najlepiej, ale ojciec.. no trudno się z nim dogadać. Czasem nie wie co mówi. To co ci nawymyślał jest kompletną bzdurą. Przyjdzie taki moment w życiu że się zakochasz. Nie patrz tak na mnie.-chłopak momentalnie zmienił wyraz twarzy.-bo dobrze wiem że kiedyś tak będzie. Wcześniej czy później. Wiedz tylko że kimkolwiek będzie twoja wybranka to zaakceptuje ją. Pamiętaj. A teraz leć do pokoju bo zobacz jak późno już. Śpij dobrze-pocałowała go w czoło. Wiedziała że nie lubi tego ale drugiej strony miała przeczucie że to jest mu teraz potrzebne."
Nadszedł koniec tych rozmyśleń i gdybania. Czas się ogarnąć. Odstresować... No tak! Blaise. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem..
~Godzinę później, "Pod Trzema Miotłami"
-No i w końcu stało się.. mhh.-zamyśliłem się.
-Nieźle stary. I co? Poszliście do łóżka?-zaśmiał się ironicznie diabeł, na co posłałem mu tylko srogie spojrzenie.-Uuuu czyżby to coś poważnego? Fiu Fiuu.-zagwizdał.
-Zamknij się do cholery!-warknąłem.-A tak w ogóle.. co to za panna?-wskazałem dyskretnie na pewną ognisto rudą, niską dziewczynę, która od dłuższego czasu przyglądała nam się. A szczególnie Zabiniemu.
-Ach.-machnął ręką.-taka jedna. Odrzuciłem jej "zaloty". No i teraz tak jakby próbuje się na mnie zemścić.-podniosłem brwi do góry.-Jeny! Zakochała się we mnie! Nie poradzę że jestem taki piękny, zabawny, inteligentny i..
- .. i bardzo skromny.-prychnąłem.-Ale nie oto mi chodzi.. Zemścić?-spytałem z nutą irytacji. Pacan..
-A no.. więc powiedziałem jej że nie bo mam dziewczynę. Znaczy no spotkaliśmy się raz czy dwa..-spiął się lekko.-Ginny Weasley.
-Co?! Z wrogiem?... -odpowiedziałem z zażenowanie. Upadł do najniższego poziomu.
-Phi! I kto to mówi?-bąkął.-No nie ważneee.-przeciągnął.-chodź.-pociągnął mnie w stronę łazienki. Weszliśmy do środka i zatrzasnęliśmy drzwi.
-Ej, a nasze zamówienia?-oburzyłem się lekko.-Emm.. czyżby to niemoralna propozycja? Sorry, ale wolę dziewczyny więc...-zaśmiałem się.
-Cicho bądź i popatrz.-wyjął z kieszeni naszyjnik z błękitnym sercem.
-No ładny.. ale po co mi to pokazujesz?
-Chcę się jej oświadczyć naszyjnikiem.-zrobiłem szerokie oczy.-Chyba żartuje, co nie? Chciałem się spytać czy dać jej to czy.. poczekaj.-zaczął grzebać w kieszeni po chwili wyjmując bransoletkę z literkami "G" i "B" oraz turkusowym serduszkiem, takim jak w naszyjniku.-więc? to czy to?
-Dlaczego mnie się o to pytasz?-spytałem.-Ale niech ci będzie. Hm.. naszyjnik.-szczerze mówiąc nie zbyt mnie to obchodziło.
-Dzięki.-wyszczerzył zęby.
Wróciliśmy na miejsce a nasze napoje były już na stoliku. Usiadłem na swoim miejscu. Zauważyłem że Blaise zamienia nasze kubki.
-A ty co robisz?-zdziwiłem się trochę.
-Pomylili zamówienia.-prychnął.
Rzeczywiście, miał rację. Upiłem kilka łyków napoju, ale po chwili zrobiło mi się niedobrze. Dzisiejsza ognista nie smakowała jak zawsze. Coś nie tak..
-Wracając. A ty co dalej zamierzasz z panną Lovegood? Oświadczysz się?-zaśmiał się ciemnoskóry.
-Niby co?! Tej idiotce? Phii! Chyba w śnie, nawet nie.-oburzyłem się. Nie byłem w pełni świadomy o czym mówię.
-Idiotce? Jeszcze niedawno się z nią całowałeś.-zdziwił się.
-O czym ty gadasz? Ach idziemy.-wstałem z miejsca i wyszedłem z lokalu nie czekając na towarzysza.
~*~ Blaise ~*~
Wziąłem resztki jego procentów. Coś tu nie tak i myślę że nie przypadkiem. Czas wybrać się do Snape'a.
~*~ Luna ~*~
Teraz już wiem, że moje uczucie nie są "od tak". Myślę, że czuję coś do pewnego blondyna i to nie jest zwykłe uczucie. Kiedyś mogłam stwierdzić, jeśliby ktoś powiedział mi że będę całować się z Draconem Malfoyem i spytał się co do niego czuję to odpowiedziałabym tak : "Hm.. tak. Czuję do niego dużo chemii, tak. ... Szczególnie kwas." No cóż, ludzie się czasem zmieniają więc zaryzykuję. Jutro już Hogwart! Ojj cieszę się że wracam. A właśnie. Muszę odebrać moją nową szatę. Wstałam niechętnie z mojego ciepłego miejsca na kanapie i krzyknęłam do mojej kuzynki:
- Idę na pokątną. Przejdziesz się ze mną?-spytałam. Po chwili uzyskałam odpowiedź z góry.
- Nie mogę. Jestem dziś zajęta.-odkrzyknęła.
"Trudno"-pomyślałam. Zabrałam wszystkie rzeczy i transportowałam się na ulicę pokątną.Wzrokiem odszukałam sklepu Madame Malkin. Ruszyłam żwawym krokiem. Dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny jak na styczeń. Niestety śnieg się roztapiał. A miałam zamiar zabrać Draco na sanki.. Tak jak wtedy z moją kuzynką. O wilku mowa. Z drugiego końca ulicy wyłonił się Malfoy. Zmierzał przed siebie z grymasem na twarzy. Ciekawa co go ugryzło ruszyłam w jego stronę. Najwidoczniej mnie nie widział bo patrzył się przed siebie. Na wystawie zobaczyłam lśniący, niebieski naszyjnik i zapatrzyłam się na niego. Niechcący wpadłam na blondyna, przez co jego wyraz twarzy był jeszcze okropniejszy.
- O hej Draco. Przepraszam Cię, ale nie zauważyłam że idziesz i zapatrzyłam się na...-nie dokończyłam bo przerwał mi.
-Phi! Nie obchodzi mnie to. Następnym razem uważaj bo źle się to dla ciebie skończy, Lovegood.-warknął.
- Przecież przeprosiłam.-pisnęłam lekko oburzona.-Noo.. to może wpadniesz do mnie? Zanim śnieg się nie rozpuści to..-znów nie dane było mi dokończyć.
- Nie rozumiesz?! Odczep się! Nie chcę mi się z tobą kłócić zresztą, zejdź mi z oczu i nie wracaj!-warknął. W jego głosie słyszałam stanowczość i złość, ale w oczach coś jakby smutek. Czułam że musi to robić. Czyżby namówił go do tego ojciec? Nie zdziwiłabym się gdyby tak było. W końcu wszystkiego się spodziewam po tej kanalii. Chociaż może.. nie. Raczej, ale.. Czyżby wykorzystał mnie? Nie wierzę... Tak perfidnie dałam się oszukać i wykorzystać! A myślałam że on coś do mnie czuję.. Jednak myliłam się. Myślałam że się zmienił.. Obiecywał. Nie rozumiem.. jak on mógł. Usiadłam na pobliskiej ławce. Nagle z nieba zaczęły kapać krople deszczu. Niby niewinne ale nie długo po tym zmieniło się w ulewę. Wszyscy pochowali się. Byłam tylko ja sama. W końcu nie wiedziałam czy po moim policzku spływają łzy czy krople deszczu. Czułam jakby ktoś tam w górze mnie rozumiał. I płakał ze mną... Nie lubię płakać. Czuję wtedy że okazuję słabość. Myślę jednak że strata najbliższej chyba osoby jest bolesna. I na pewno szybko o nim nie zapomnę..
__________________________
Przeczytaj! :
No więc jest kolejny rozdział :) Napisanie go nie stanowiło mi trudności (mimo długiego czasu <Brak komputera>) a to dlaczego? No więc jest kilka spraw. Po pierwszę wena wróciła podwajając swoją siłę gdyż mam plan na najlbiższe 5 rozdziałów więc mimo powrotu do szkoły będę w wolnej chwili pisać. Drugą sprawą, łatwo pisać gdyż teraz najbliższe rozdziały są lekkie i mogą być też nudne. Bynajmniej moim zdaniem. Ale to wstęp do głównej akcji więc no od czegoś trzeba zacząć prawda? No... więc część organizaczyjna za nami. Brawo dla osób które to czytają. Że im się chce czytać te moje "info".. no to co jest pod kreską, ale to jest nawet ważne. Ale nie przedłużam :>
I coś ode mnie.. znaczy ogólne :D : Ostatnio przybyło mi sporo wyświetleń i już jest blisko 1000! Bardzo dziękuje za wyświetlenia jak i za komentarze, bo one głównie dają mi część weny i chęć do pisania. Może zauważyliście ale ostatnio lubię pisać na początku dłuższe wstępy czyli takie przemyślenia, wspomnienia lub rozważania. W ten sposób chcę przybliżyć odczucia bohaterów, mam nadzieje że podoba wam się to :)
No koniec :) Liczę na duużo komentarzy. Pozytywnych i negatywnych również ;)
Krótki, przepraszam!
"Mały, zaldwie sześcioletni Draco spędzał samotnie kolejny wieczór. Siedział w swoim małym pokoiku, aż usłyszał trzaśnięcie drzwi. Charakterystyczne. Wiedział dokładnie kto tak wchodzi do domu. Lucjusz Malfoy. Chłopiec nie widział go już miesiąc. Jednak jego ojciec nie myślał o swoim synku zbyt często, przwie wcale. Miał ważniejsze sprawy na głowię. Zapewne domyślacie się o co chodzi. Wierny Czarnemu Panu, mężczyzna wierzył zachłannie że on powróci. Nie miał zazwyczaj czasu dla syna lub żony. Liczyło się tylko jedno. Draco wyszedł po cichu z pokoju i poszedł przywitać się z Lucjuszem.
- Tatusiu, gdzie byłeś?-zawsze pytał się o to samo.
- Załatwiałem swoje sprawy. Nie interesuj się tym Draco, to moje prywatne interesy.-odrzekł surowo Malfoy.
- Przepraszam.-odrzkł cichutko chłopczyk. Czasem bał się go..
- No idź już do pokoju. Muszę porozmawiać z twoją matką.-jego ton był nie zbyt przyjemny.
- Kochasz ją?- spytał nagle i spokojnie blondyn.
- Ile razy mam ci powtarzać?! Nie ma czegoś takiego jak miłość! Takie coś nie istnieje i zapamiętaj to sobie. Nie pytaj o to więcej i idź już. Mam ważniejsze sprawy.-warknął.
Sześciolatek odszedł ze spuszczoną głową. Nigdy nie powrócił do tego tematu. Bynajmniej, nie z nim..."
Tak. Z pewnością nie było to miłe wspomnienie. Zresztą jak większość mojego dzieciństwa. Jest jeszcze jedno. Nie zbyt szczęśliwe, ale jeśli chodzi o ten temat, to chyba najbardziej. A było to, gdy kończyłem trzeci rok w Hogwarcie
"Młody chłopiec siedział właśnie na dużej szmaragdowo zielonej kanapie rozmyślając. Zauważyła go jego matka. Podeszła do syna i zagadała:
-Co się stało Draco? Jesteś smutny..-spytała pocieszającym tonem.
Ten jednak nic nie odpowiedział. Milczał przez chwilę po czym głęboko westchnął.
-Czyżbyś.. no wiesz.. zakochał się?-spytała delikatnie Narcyza po czym uśmiechnęła się.
-Zakochał? Ja? Skądże! Przecież miłości nie ma.-zacytował ojca. Cyzia tylko westchnęła.
-Draco. Posłuchaj mnie teraz i nie przerywaj. Chcemy do ciebię jak najlepiej, ale ojciec.. no trudno się z nim dogadać. Czasem nie wie co mówi. To co ci nawymyślał jest kompletną bzdurą. Przyjdzie taki moment w życiu że się zakochasz. Nie patrz tak na mnie.-chłopak momentalnie zmienił wyraz twarzy.-bo dobrze wiem że kiedyś tak będzie. Wcześniej czy później. Wiedz tylko że kimkolwiek będzie twoja wybranka to zaakceptuje ją. Pamiętaj. A teraz leć do pokoju bo zobacz jak późno już. Śpij dobrze-pocałowała go w czoło. Wiedziała że nie lubi tego ale drugiej strony miała przeczucie że to jest mu teraz potrzebne."
Nadszedł koniec tych rozmyśleń i gdybania. Czas się ogarnąć. Odstresować... No tak! Blaise. Że też wcześniej o tym nie pomyślałem..
~Godzinę później, "Pod Trzema Miotłami"
-No i w końcu stało się.. mhh.-zamyśliłem się.
-Nieźle stary. I co? Poszliście do łóżka?-zaśmiał się ironicznie diabeł, na co posłałem mu tylko srogie spojrzenie.-Uuuu czyżby to coś poważnego? Fiu Fiuu.-zagwizdał.
-Zamknij się do cholery!-warknąłem.-A tak w ogóle.. co to za panna?-wskazałem dyskretnie na pewną ognisto rudą, niską dziewczynę, która od dłuższego czasu przyglądała nam się. A szczególnie Zabiniemu.
-Ach.-machnął ręką.-taka jedna. Odrzuciłem jej "zaloty". No i teraz tak jakby próbuje się na mnie zemścić.-podniosłem brwi do góry.-Jeny! Zakochała się we mnie! Nie poradzę że jestem taki piękny, zabawny, inteligentny i..
- .. i bardzo skromny.-prychnąłem.-Ale nie oto mi chodzi.. Zemścić?-spytałem z nutą irytacji. Pacan..
-A no.. więc powiedziałem jej że nie bo mam dziewczynę. Znaczy no spotkaliśmy się raz czy dwa..-spiął się lekko.-Ginny Weasley.
-Co?! Z wrogiem?... -odpowiedziałem z zażenowanie. Upadł do najniższego poziomu.
-Phi! I kto to mówi?-bąkął.-No nie ważneee.-przeciągnął.-chodź.-pociągnął mnie w stronę łazienki. Weszliśmy do środka i zatrzasnęliśmy drzwi.
-Ej, a nasze zamówienia?-oburzyłem się lekko.-Emm.. czyżby to niemoralna propozycja? Sorry, ale wolę dziewczyny więc...-zaśmiałem się.
-Cicho bądź i popatrz.-wyjął z kieszeni naszyjnik z błękitnym sercem.
-No ładny.. ale po co mi to pokazujesz?
-Chcę się jej oświadczyć naszyjnikiem.-zrobiłem szerokie oczy.-Chyba żartuje, co nie? Chciałem się spytać czy dać jej to czy.. poczekaj.-zaczął grzebać w kieszeni po chwili wyjmując bransoletkę z literkami "G" i "B" oraz turkusowym serduszkiem, takim jak w naszyjniku.-więc? to czy to?
-Dlaczego mnie się o to pytasz?-spytałem.-Ale niech ci będzie. Hm.. naszyjnik.-szczerze mówiąc nie zbyt mnie to obchodziło.
-Dzięki.-wyszczerzył zęby.
Wróciliśmy na miejsce a nasze napoje były już na stoliku. Usiadłem na swoim miejscu. Zauważyłem że Blaise zamienia nasze kubki.
-A ty co robisz?-zdziwiłem się trochę.
-Pomylili zamówienia.-prychnął.
Rzeczywiście, miał rację. Upiłem kilka łyków napoju, ale po chwili zrobiło mi się niedobrze. Dzisiejsza ognista nie smakowała jak zawsze. Coś nie tak..
-Wracając. A ty co dalej zamierzasz z panną Lovegood? Oświadczysz się?-zaśmiał się ciemnoskóry.
-Niby co?! Tej idiotce? Phii! Chyba w śnie, nawet nie.-oburzyłem się. Nie byłem w pełni świadomy o czym mówię.
-Idiotce? Jeszcze niedawno się z nią całowałeś.-zdziwił się.
-O czym ty gadasz? Ach idziemy.-wstałem z miejsca i wyszedłem z lokalu nie czekając na towarzysza.
~*~ Blaise ~*~
Wziąłem resztki jego procentów. Coś tu nie tak i myślę że nie przypadkiem. Czas wybrać się do Snape'a.
~*~ Luna ~*~
Teraz już wiem, że moje uczucie nie są "od tak". Myślę, że czuję coś do pewnego blondyna i to nie jest zwykłe uczucie. Kiedyś mogłam stwierdzić, jeśliby ktoś powiedział mi że będę całować się z Draconem Malfoyem i spytał się co do niego czuję to odpowiedziałabym tak : "Hm.. tak. Czuję do niego dużo chemii, tak. ... Szczególnie kwas." No cóż, ludzie się czasem zmieniają więc zaryzykuję. Jutro już Hogwart! Ojj cieszę się że wracam. A właśnie. Muszę odebrać moją nową szatę. Wstałam niechętnie z mojego ciepłego miejsca na kanapie i krzyknęłam do mojej kuzynki:
- Idę na pokątną. Przejdziesz się ze mną?-spytałam. Po chwili uzyskałam odpowiedź z góry.
- Nie mogę. Jestem dziś zajęta.-odkrzyknęła.
"Trudno"-pomyślałam. Zabrałam wszystkie rzeczy i transportowałam się na ulicę pokątną.Wzrokiem odszukałam sklepu Madame Malkin. Ruszyłam żwawym krokiem. Dzień był wyjątkowo ciepły i słoneczny jak na styczeń. Niestety śnieg się roztapiał. A miałam zamiar zabrać Draco na sanki.. Tak jak wtedy z moją kuzynką. O wilku mowa. Z drugiego końca ulicy wyłonił się Malfoy. Zmierzał przed siebie z grymasem na twarzy. Ciekawa co go ugryzło ruszyłam w jego stronę. Najwidoczniej mnie nie widział bo patrzył się przed siebie. Na wystawie zobaczyłam lśniący, niebieski naszyjnik i zapatrzyłam się na niego. Niechcący wpadłam na blondyna, przez co jego wyraz twarzy był jeszcze okropniejszy.
- O hej Draco. Przepraszam Cię, ale nie zauważyłam że idziesz i zapatrzyłam się na...-nie dokończyłam bo przerwał mi.
-Phi! Nie obchodzi mnie to. Następnym razem uważaj bo źle się to dla ciebie skończy, Lovegood.-warknął.
- Przecież przeprosiłam.-pisnęłam lekko oburzona.-Noo.. to może wpadniesz do mnie? Zanim śnieg się nie rozpuści to..-znów nie dane było mi dokończyć.
- Nie rozumiesz?! Odczep się! Nie chcę mi się z tobą kłócić zresztą, zejdź mi z oczu i nie wracaj!-warknął. W jego głosie słyszałam stanowczość i złość, ale w oczach coś jakby smutek. Czułam że musi to robić. Czyżby namówił go do tego ojciec? Nie zdziwiłabym się gdyby tak było. W końcu wszystkiego się spodziewam po tej kanalii. Chociaż może.. nie. Raczej, ale.. Czyżby wykorzystał mnie? Nie wierzę... Tak perfidnie dałam się oszukać i wykorzystać! A myślałam że on coś do mnie czuję.. Jednak myliłam się. Myślałam że się zmienił.. Obiecywał. Nie rozumiem.. jak on mógł. Usiadłam na pobliskiej ławce. Nagle z nieba zaczęły kapać krople deszczu. Niby niewinne ale nie długo po tym zmieniło się w ulewę. Wszyscy pochowali się. Byłam tylko ja sama. W końcu nie wiedziałam czy po moim policzku spływają łzy czy krople deszczu. Czułam jakby ktoś tam w górze mnie rozumiał. I płakał ze mną... Nie lubię płakać. Czuję wtedy że okazuję słabość. Myślę jednak że strata najbliższej chyba osoby jest bolesna. I na pewno szybko o nim nie zapomnę..
"Dziwne, ale większość tego, co stworzył człowiek najpiękniejszego na świecie, zrodziło się we łzach, cierpieniu, smutku, tęsknocie lub obłędzie, a wszystko i tak przez miłość."
~*~ Blaise ~*~
Lochy. Czyli nic nowego. Zmierzałem w stronę gabinetu Snape'a. Ale dzisiejszy powód tej wizyty to nie poprawa eliksirów tylko coś znacznie ważniejszego. Dziwne.. chcę pomóc komuś innemu? No cóż..trudno. Raz kozie śmierć. Trzymając w jednym ręku fiolkę a drugą pchając drzwi ze skrzypieniem wszedłem do "pokoju" naszego kochanego profesorka.
-Zabini. Czego?-warknął niezadowolony.
-Mógłby pan na to rzucić okiem?-wręczyłem mu fiolkę.
Przyglądał się jej. Odkorkował i powąchał. Stuknął parę razy w nią.W końcu powiedział szeptem tak jakby do siebie.
-Mhmm. Eliksir Nienawiści czuję. Skąd to masz?-spojrzał na mnie poważnie.
-No więc poszedłem z Mal.. znaczy z Draco do trzech mioteł. Zamówiliśmy ognistą, znaczy on. Ja wyjątkowo piwo kremowe...
-Zważając na sytuację przymknę na to oko.-przerwał mi.
-No.. wracając.-ciągnołęm.- Gdy Draco to wypił.. jakby wstąpił w niego gniew.-sam się zdziwiłem.
-"Wstąpił w niego gniew".-powtórzył.-Ktoś widocznie chciał skłócić Dracona z jego miłością jak mniemam.
-Chyba mnie.-na widok jego dziwnej miny opowiedziałem dokładniej.-Bo to miało być dla mnie. Tylko przestawiliśmy szklanki bo pomylili nam zamówienia.-odparłem.
-Podejrzewasz kogoś?-spytał
-No nie... Chociaż tak! Taka jedna od dawna próbuję pozbyć się konkurencji. Nie pamiętam nazwiska.-powiedziałem.
-Nieistotne. Jest to bardzo silny eliksir. Ofiara tej substancji odkochuje się w swojej miłości. Na dodatek z godziny na godzinę czuje do niej coraz większą nienawiść. A działa on miesiąc.-rzekł spokojnie.
-Miesiąc?! I co ja teraz zrobię.-podrapałem się po głowie. W tym czasie podał mi fiolkę z różowym płynem.
-Ostatnia. Tylko uważaj! Bo jak coś z tym zrobisz to będzie źle. Baaaardzo źle.-przeciągnął.
Bez słowa pobiegłem prosto do domu Malfoya.
~ 15 minut później.
-... i na koniec powiedziałem że ma mi się nie pokazywać na oczy.-odrzekł z dumą mój kumpel.
-Jesteś idiotą.-pokręciłem głową.-Ale mam na to sposób. Zaraz zrobię coś do picia.
Nie czekając na odpowiedź pobiegłem do kuchni. Wyjąłem dwie szklanki i wlałem do nich przypadkowy sok. Dodatkowo udekorowałem go tak jak zawsze robię drinki. Do jednej szklanki wlałem odtrutkę od Snape'a. Wracając do pokoju podałem napój z eliksirem Draco.
-Czekaj. Zrobimy zawody? Kto pierwszy wypije do dna wygrywa.-powiedziałem. Musiałem w końcu coś wymyślić. Bo nie wypiłby.
-Ok. Nagrodą będzie hm.. miesięczne stawianie ognistej. W każdej porze.-uśmiechnął się chytrze.
-Stoi.-pokiwałem głową.
Zacząłem odliczać "3..2..1.. START!" sączyłem spokojnie drinka kiedy towarzysz dławił się. Oczywiste że wygrał.
-FU! Co to jest kurde?-zmarszczył brwi. Po chwili jednak usnął tak jak siedział. Nie wiedziałem co robić. Podbiegłem do wazonu z kwiatami, wyciągnąłem roślinę i wylałem wodę na jego twarz. Momentalnie obudził się.
- Muszę... iść... do...-mówił wypluwając wodę.
-Spokojnie. Ale tak, idź już.-zaśmiałem się.-Aaa.. kiedy postawić ci twoją ognistą?
-Po co miałbyś mi stawiać ją?-podniósł brwi.
-Nieważne. Idź.-uśmiechnąłem się cwaniacko.
-Po co miałbyś mi stawiać ją?-podniósł brwi.
-Nieważne. Idź.-uśmiechnąłem się cwaniacko.
~* ~ Luna ~*~
Obudziłam się na ławce. Cała przemoczona. Cała zapłakana. Czułam, że życie straciło sens. Tak bardzo go kochałam a teraz co? Nie wiem co zrobię... Brakuje mi go! Tak bardzo mi go brakuje! Chciałabym znów przy nim być. Przytulić, pocałować. Z drugiej strony nie chcę się zbliżać do tego kłamcy. Tęsknie za jego miękkimi, platynowymi włosami. Szaro-niebieskimi oczami i za malinowymi ustami. Jednak nie chcę o nim myśleć wiedząc że tak bardzo mnie zranił. Wstałam. Szłam przed siebie. Teleportowałam się w jakąś ulicę. Szłam w ciemności sama. Z daleka ujrzałam kogoś. Ten ktoś zaczął się do mnie zbliżać. Poznałam w nim Malfoya. Nie chciałam go widzieć. Łzy napłynęły mi do oczu. Weszłam na ulicę. Chciałam przejść na drugą stronę ale nie zdążyłam. Ujrzałam parę oślepiająco jasnych reflektorów. Poczułam ogromny ból. Nie wiedziałam co się dzieje. Czułam jak ktoś podbiega. Mówi coś. Coś niezrozumiałego. Jednak ostanie słowo, które zrozumiałam to "przepraszam."
"Luno!
Przepraszam Cię. Nie wiedziałem co mówię.
Wybacz mi, błagam!
Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie.
Kocham Cię.
-Draco"
__________________________
Przeczytaj! :
No więc jest kolejny rozdział :) Napisanie go nie stanowiło mi trudności (mimo długiego czasu <Brak komputera>) a to dlaczego? No więc jest kilka spraw. Po pierwszę wena wróciła podwajając swoją siłę gdyż mam plan na najlbiższe 5 rozdziałów więc mimo powrotu do szkoły będę w wolnej chwili pisać. Drugą sprawą, łatwo pisać gdyż teraz najbliższe rozdziały są lekkie i mogą być też nudne. Bynajmniej moim zdaniem. Ale to wstęp do głównej akcji więc no od czegoś trzeba zacząć prawda? No... więc część organizaczyjna za nami. Brawo dla osób które to czytają. Że im się chce czytać te moje "info".. no to co jest pod kreską, ale to jest nawet ważne. Ale nie przedłużam :>
I coś ode mnie.. znaczy ogólne :D : Ostatnio przybyło mi sporo wyświetleń i już jest blisko 1000! Bardzo dziękuje za wyświetlenia jak i za komentarze, bo one głównie dają mi część weny i chęć do pisania. Może zauważyliście ale ostatnio lubię pisać na początku dłuższe wstępy czyli takie przemyślenia, wspomnienia lub rozważania. W ten sposób chcę przybliżyć odczucia bohaterów, mam nadzieje że podoba wam się to :)
No koniec :) Liczę na duużo komentarzy. Pozytywnych i negatywnych również ;)
Krótki, przepraszam!
czwartek, 9 stycznia 2014
Sowa II
Nie było mnie już trochę. Aktualnie piszę kolejny rozdział, jest bardzo prosty ale nie spodziewałam się że muszę poprawić 2 przedmioty i że w tym tyg od razu po świętach będą sprawdziany i kartkówki. No cóż teraz siedzę jest godzina 19 a ja nic nie umiem z historii - jutro sprawdzian;/ jeszcze muszę zrobić strój na bal karnawałowy, bo pani powiedziała że jak ktoś nie będzie miał to robi nam matematykę ;/ Oczywiście że w wolnej chwili piszę, ale powinnam skończyć w weekend. Znaczy na pewno. Więc.. no co tylko czekać ;)
czwartek, 2 stycznia 2014
Miniaturka
Miniaturka Bellamort +18. Autorką jest : ~Drarina
Miłego czytania :)
*******
Voldemort leżący w satynowej pościeli, w pięknym odcieniu głębokiej czerni czuł się obrzydliwe z myślą, że znowu grupka smarkaczy pomieszała mu szyki. Stracili bezpowrotnie przepowiednie, tylko dzięki Potterowi i spółce. Nagle wpadł na niespodziewany pomysł, wręcz nierealny. Ale postanowił spróbować. Naskrobał parę słów na kawałku pergaminu i zasyczał. Natychmiast spod łóżka wypełzła Nagini.
-Dostarcz.- rzekł do niej łagodnie, a wężyca nie zwlekając opuściła pomieszczenie w znanym tylko sobie i jej Panu kierunku.
Bellatrix Lestrange leżała w swym łożu i stawała się coraz bardziej senna. Wtem zza jej drzwi dobiegł łomot a te się uchyliły wypuszczając do środka największego węża jakiego widziała. Szybko usiadła.
-Nagini... -wyszeptała.
Nagle zwierzę podpełzło do niej i z pomiędzy ogromnych szczęk wypadł na kolana kobiety kawałek pergaminu. Zaskoczona, obserwowała jak wąż zaraz po dostarczeniu listu opuszcza jej sypialnię. Czuła już dreszczyk podniecenia, ponieważ wiadomość mogła być tylko od posiadacza węża. Rozwinęła kartkę i przeczytała : 'Ty i ja. W moich komnatach. Natychmiast. Możesz odmówić, nie nalegam. LV.'
Czyżby on proponował jej właśnie spędzenie wspólnej nocy...? Podniecenie już na stałe zagościło w jej spragnionym ciele. Zaczęła już nawet odczuwać przyjemny ucisk w dolnej części brzucha.
-Nie nakręcaj się, może nie oto mu chodzi. - mruknęła sama do siebie, ale nawet nie starała się uspokoić swego ciała i umysłu.
Kiedy myślał, że jednak zrezygnowała zobaczył zarys jej kobiecej, ponęntnej sylwetki na tle mroku swej komnaty.
-Lumos. -Mruknął do swej różczki a ta natychmiast oświetliła postać Bellatrix Lestrange. Ale jakiej Bellatrix Lestrange! Zwykle okutana w czarną szatę sięgającą kostek, teraz ubrana w obcisły czarny gorset i stringów w tym samym kolorze. Widząc jej pociągające ciało czuł już, że w jego bieliźnie zaczyna brakować miejsca.
-Bella... Wyśmienicie.- wymruczał, zerkając na jej skąpe odzienie.
-Jestem Panie, jak prosiłeś. Jak mam zrozumieć list, Mój Panie?
-Dobrze wiesz jak, widzę to Bellatrix... Cudownie...
Patrzył na nią rozpalonym wzrokiem, podziwiając od paznokci od stóp pomalowanych na czarno jadąc poprzez zgrabne, długie nogi, zatrzymując trochę dłuższe spojrzenie na piersiach aż do końcówek bujnych włosów.
-Nie każ mi dłużej czekać na rozkosz Mój Panie. -Szepnęła, ochrypłym z podniecenia głosem.
Ten, Którego Imienia Nie Można Wymawiać uśmiechnął się na myśl, że ta silna, zabójcza, niebezpieczna kobieta, mięknie na wyobrażenie pieszczot zadanych jej przez niego.
-Podejdź tu. -Rozkazał i przeniósł się z pozycji leżącej na siedzącą, zajmując miejsce na krawędzi łoża, opierając nogi o podłogę i obserwując kobietę, która z każdą chwilą zbliżała się do niego zmysłowo kołysząc biodrami. Czuł, że w jego bokserskich zaczyna brakować miejsca. Po chwili, która wydała Się zbyt długa by Czarny Pan mógł ją znieść Bellatrix dotarła do łoża. Teraz ich ciała dzieliły tylko nogi mężczyzny.
-Napewno tego chcesz? Jeszcze możesz zrezygnować Bellatrix...
-Nie. Pragnę Cię, Mój Panie. - wychrypiała.
Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Wyciągnął palce wskazujące i przejechał nimi od kolana, po zewnętrznej stronie ud. Nie zatrzymał się jednak na biodrach, wsunął dłonie pod gumkę od jej stringów i ciągnął swą wędrówkę po jej ciele, obserwując jak kobieta odchyla głowę do tyłu a jej oddech staje się szybki i płytki. Materiał wpijał mu się już w ręce a jej w kobiecość ale nie przedstawiał. Gdy dotarł już do piersi nadal odkrytych materiałem nawrócił, ale po plecach, przyciągając ją bliżej.siebie. Scisnął jej jędrne pośladki i powrócił z rękami na biodra, spojrzał na jej białą szyję i przeszyło go podniecenie jakiego nie zaznał jeszcze nigdy. Przyciągnął rękami po pachwinach i nagle wbił dwa palce do jej wnętrza, w czasie gdy drugą ręką pieścił nabrzmiałą łechtaczkę. Zaczął szybko, boleśnie wkładać i wysuwać swoje długie i zimne palce z jej pochwy.
-Boże... O Boże.... -Stękała Bella.
Lord Voldemort uśmiechnął się i szybko po raz ostatni pchnął ją. Kobieta warknęła.
-Jeszcze chwila... I...
-Wiem. -Uśmiechnął się. I zaraz szepnął jej do ucha :
-Potem. Je się dopiero rozkręcam, skarbie.
-Pozwól mi... Teraz... -Wysapała kobieta.
-Słucham? - Ku zaskoczeniu Bellatrix Voldemort wydawał się zbity z tropu.
-Teraz ja chcę sprawić Tobie rozkosz Mój Panie... -Zdołała to powiedzieć już w miarę normalnie, gdyż napięcie seksualne napięcie pomału opadało ku jej ogromnemu rozczarowaniu. Chciała więcej. Chciała zrobić mu dobrze. Chciała ujeżdżać go całą noc i dłuższej. Nie zdążył nawet zaprotestować, kiedy kobieta pchnęła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. Postanowiła spełnić dzisiaj swoje fantazje erotyczne. Z sznurkówek gorsetu wyciągnęła swą różdżkę i związała go jednym zaklęciem. Protestowal i szarpał się.
-Shhh... Teraz to ja będę na górze. -Uśmiechnęła się zadziornie. Kolejnym zaklęciem przeniosła go na sam środek łóżka. I na czworakach- niczym drapieżny kot- podeszła to unieruchomionego mężczyzny i znowu usiadła mu na podbrzuszu. Zsunęła się odrobinkę, tak, że teraz materiał jej mokrych stringów ocierał się o jego bokserki. Teraz to on zajęczał. To zachęciło ją tylko do działania. Wstała i zsunęła jego bieliznę jednym, zdecydowanym ruchem. On patrzył na to wszystko rosnącym zainteresowaniem. Patrzyła na jego erekcję z dumą-to wszystko moja zasługa. Podeszła i chwyciła jego przyrodzenie między uda, dzięki temu każdy jej ruch wywoływał kolejny jęk i dreszcz. Syknął przeciągle. Znowu się uśmiechnęła.
-Dobrze Ci? -Zapytała. Kolejny syk. Znudziło się jej już, siedzenie w takiej pozycji. Pochyliła się i delikatnie polizała skórę pod jego uchem.
-To teraz będzie Ci jeszcze lepiej.
Zaczęła kreślić językiem kółka po jego twardym, umięśnionym torsie i brzuchu, powoli torując sobie drogę do jego krocza. Gdy powolnymi ruchami języka zaczęła masować jego podbrzusze wygiął się w łuk.
-Nie utrudniaj. Ja Tobie nie przeszkadzałam Panie Mój.
Posłusznie, rozluźnił się. Gdy wzięła jego penisa do ust i zaczęła energicznie wkładać i wykładać go z buzi, jęczał i sapał. Resztkami sił powstrzymał się od wygnania ciała. Na progu orgazmu, Bellatrix zaprzestała pieszczoty nagłym ruchem bez ostrzeżenia. Tym razem to on warknął przeciągle.
-Ah... Trzeba było dać mi TO ba początku. -Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Rozwiąż mnie. -Powiedział porostu.
Nic nie odpowiedziała.
-Chcę Ci TO dać. Chyba, że nie chcesz... - Droczył się z nią. Natychmiast zrozumiała i rzuciła się po różdżkę, a po jej ciele przeszło pożądanie. Szybko wyszeptała przeciwzaklęcie a on bez zbędnych ceregieli przycisnął ją do łóżka ciężarem swego ciała. Wygiął się lekko i sięgnął po sztylet leżący na szafce nocnej, stojącej obok łóżka. Oczy kobiety rozszerzyły się. -Zginę.- Voldemort postawił ją na podłodze i zacisnął palce na rękojeści. Zamknęła oczy. Nagle poczuła się luźno. Zaskoczona otworzyła oczy. Na podłodze leżał jej rozcięty gorset. Teraz miała na sobie tylko majtki.
-Będziesz tak stała? Rusz się. -Odezwał się Czarny Pan, chwycił ją za ramiona i wciągnął na łóżko. Przycisnął ją do siebie i pomału, zmysłowo ściągnął jej bieliznę. Pieszcząc językiem nabrzmiałe sutki kobiety zaczął powoli w nią wchodzić.
-Tak... Tak... Mój Panie... Mój Boże...Szybciej.... - Sapała.
Z każdą chwilą przyspieszał ruchy. Po parenastu minutach czystej rozkoszy oboje doznali zaskakującego, ogromnego i bardzo silnego orgazmu. Kolejne sekundy spędzili na bezczynnym leżeniu i uspakajaniu oddechu.
-To było najlepsze... Co w życiu przeżyłam... -Zdołała wyjąkać Bellatrix.
-Nie wątpię. -Rzekł pewnie. -Dziękuję. - Szepnął tak cicho, że przez chwilę nie odpowiadała, sądząc, że to przesłyszenie.
-Dziękuję, że pomogłaś mi się rozstresować. -Dodał głośniej.
-Ja... Ja..- jąkała- Dla Ciebie gotowa jestem zrobić wszystko Mój Panie. Ale w tym przypadku to była dla mnie czysta przyjemność.- Voldemort dostrzegł w jej oczach figlarny błysk.
-Naprawdę wszystko?
-Oczywiście!!! Wątpisz we mnie? - oburzyła się kobieta.
-Sprawdzimy?- Po pokoju rozszedł się złowrogi syk, wydobywający się z ust Czarnego Pana, i drugi raz tego wieczora spod łóżka wypełzł wąż. Lord Voldemort machnął różdżką, z której natychmiast błysnął biały promień, formujący się szybko w kartkę zapisanego pismem czarodzieja, pergamin. Wąż identycznie jak poprzednio miał dostarczyć wiadomość.
-Wyczaruj sobie ubranie. -Rozległ się zimny głos Lorda Voldemorta. Zdezorientowana Bellatrix chwyciła z swoją różdżkę i szybko wyczarowała sobie czarną szatę podobną, do tej, którą zwykle nosiła. Usiadła w fotelu stojącym w rogu, w drugim usiadła jej Pan. Czekała. Po kilku minutach do komnaty weszło trzech mężczyzn, a za nimi wślizgnęła się Nagini. Kobieta w myślach poprawiła się: weszło dwóch mężczyzn, wlekąc za sobą trzeciego. Ale przecież tortury, zawsze odbywały się w lochach posiadłości. Prawda...? Nagle sytuacja wyjaśniła się. Jeniec podniósł głowę, a Bellatrix przeżyła wstrząs. W jej oczach odbiło się przerażone oblicze jej męża- Rudolfa Lestrange.
-Co? O co chodzi? - Spojrzała na Czarnego Pana.
-Pomógł w ucieczce swojego zaprzyjaźnionego śmierciożercy, który nas zdradził - Rebastana Lestrange - jego brata! Zasługuje na śmierć, Bellatrix.
-Nie! On napewno nie.... Ręczę!- zawołała zrozpaczona.
-Mów!- warknął Lord Voldemort.
Cisza.
-Crucio!
Rozległ się przeszywający krzyk. Kobieta zamarła.
-To ja... Pomogłem... Ja... Pomogłem... - Wysapał Rudolf.
Bellatrix wytrzeszczyła oczy.
-Zabij go. - To wydane polecenie, nieuchronnie dążyło w jej kierunku.
-Ja?
-Czyżbyś się wahała? Zrób to Bellatrix. - W jego głosie zabrzmiała groźba. Kobieta uniosła różdżkę.
-Nie... Bella! Proszę, nie... -Wyszeptał Rudolf. Czarownica wciągnęła dużą dawkę powietrza do płuc, zamknęła oczy i wyszeptała :
-Avada Kedavra.
Kiedy na powrót rozwarła powieki zobaczyła martwe ciało jej męża leżące na dywanie.
-Wynieść go!- Rozkazał zimnym głosem Czarny Pan.
Mężczyźni kłaniając się, opuścili pokój.
-Teraz już nikogo nie ma między nami. Jutro o tej samej porze Bellatrix. Będzie wspaniale. Idź już.
Opuściła komnatę, nie pytając o nic więcej.
Voldemort został sam. Sam nie wiedział czemu zmusił ją do zabicia niewinnego Rudolfa. Czuł przywiązanie do niej, a seks jeszcze wzmocnił doznania. Ale nie kochał jej. Tak myślał.
Miłego czytania :)
*******
Voldemort leżący w satynowej pościeli, w pięknym odcieniu głębokiej czerni czuł się obrzydliwe z myślą, że znowu grupka smarkaczy pomieszała mu szyki. Stracili bezpowrotnie przepowiednie, tylko dzięki Potterowi i spółce. Nagle wpadł na niespodziewany pomysł, wręcz nierealny. Ale postanowił spróbować. Naskrobał parę słów na kawałku pergaminu i zasyczał. Natychmiast spod łóżka wypełzła Nagini.
-Dostarcz.- rzekł do niej łagodnie, a wężyca nie zwlekając opuściła pomieszczenie w znanym tylko sobie i jej Panu kierunku.
Bellatrix Lestrange leżała w swym łożu i stawała się coraz bardziej senna. Wtem zza jej drzwi dobiegł łomot a te się uchyliły wypuszczając do środka największego węża jakiego widziała. Szybko usiadła.
-Nagini... -wyszeptała.
Nagle zwierzę podpełzło do niej i z pomiędzy ogromnych szczęk wypadł na kolana kobiety kawałek pergaminu. Zaskoczona, obserwowała jak wąż zaraz po dostarczeniu listu opuszcza jej sypialnię. Czuła już dreszczyk podniecenia, ponieważ wiadomość mogła być tylko od posiadacza węża. Rozwinęła kartkę i przeczytała : 'Ty i ja. W moich komnatach. Natychmiast. Możesz odmówić, nie nalegam. LV.'
Czyżby on proponował jej właśnie spędzenie wspólnej nocy...? Podniecenie już na stałe zagościło w jej spragnionym ciele. Zaczęła już nawet odczuwać przyjemny ucisk w dolnej części brzucha.
-Nie nakręcaj się, może nie oto mu chodzi. - mruknęła sama do siebie, ale nawet nie starała się uspokoić swego ciała i umysłu.
Kiedy myślał, że jednak zrezygnowała zobaczył zarys jej kobiecej, ponęntnej sylwetki na tle mroku swej komnaty.
-Lumos. -Mruknął do swej różczki a ta natychmiast oświetliła postać Bellatrix Lestrange. Ale jakiej Bellatrix Lestrange! Zwykle okutana w czarną szatę sięgającą kostek, teraz ubrana w obcisły czarny gorset i stringów w tym samym kolorze. Widząc jej pociągające ciało czuł już, że w jego bieliźnie zaczyna brakować miejsca.
-Bella... Wyśmienicie.- wymruczał, zerkając na jej skąpe odzienie.
-Jestem Panie, jak prosiłeś. Jak mam zrozumieć list, Mój Panie?
-Dobrze wiesz jak, widzę to Bellatrix... Cudownie...
Patrzył na nią rozpalonym wzrokiem, podziwiając od paznokci od stóp pomalowanych na czarno jadąc poprzez zgrabne, długie nogi, zatrzymując trochę dłuższe spojrzenie na piersiach aż do końcówek bujnych włosów.
-Nie każ mi dłużej czekać na rozkosz Mój Panie. -Szepnęła, ochrypłym z podniecenia głosem.
Ten, Którego Imienia Nie Można Wymawiać uśmiechnął się na myśl, że ta silna, zabójcza, niebezpieczna kobieta, mięknie na wyobrażenie pieszczot zadanych jej przez niego.
-Podejdź tu. -Rozkazał i przeniósł się z pozycji leżącej na siedzącą, zajmując miejsce na krawędzi łoża, opierając nogi o podłogę i obserwując kobietę, która z każdą chwilą zbliżała się do niego zmysłowo kołysząc biodrami. Czuł, że w jego bokserskich zaczyna brakować miejsca. Po chwili, która wydała Się zbyt długa by Czarny Pan mógł ją znieść Bellatrix dotarła do łoża. Teraz ich ciała dzieliły tylko nogi mężczyzny.
-Napewno tego chcesz? Jeszcze możesz zrezygnować Bellatrix...
-Nie. Pragnę Cię, Mój Panie. - wychrypiała.
Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Wyciągnął palce wskazujące i przejechał nimi od kolana, po zewnętrznej stronie ud. Nie zatrzymał się jednak na biodrach, wsunął dłonie pod gumkę od jej stringów i ciągnął swą wędrówkę po jej ciele, obserwując jak kobieta odchyla głowę do tyłu a jej oddech staje się szybki i płytki. Materiał wpijał mu się już w ręce a jej w kobiecość ale nie przedstawiał. Gdy dotarł już do piersi nadal odkrytych materiałem nawrócił, ale po plecach, przyciągając ją bliżej.siebie. Scisnął jej jędrne pośladki i powrócił z rękami na biodra, spojrzał na jej białą szyję i przeszyło go podniecenie jakiego nie zaznał jeszcze nigdy. Przyciągnął rękami po pachwinach i nagle wbił dwa palce do jej wnętrza, w czasie gdy drugą ręką pieścił nabrzmiałą łechtaczkę. Zaczął szybko, boleśnie wkładać i wysuwać swoje długie i zimne palce z jej pochwy.
-Boże... O Boże.... -Stękała Bella.
Lord Voldemort uśmiechnął się i szybko po raz ostatni pchnął ją. Kobieta warknęła.
-Jeszcze chwila... I...
-Wiem. -Uśmiechnął się. I zaraz szepnął jej do ucha :
-Potem. Je się dopiero rozkręcam, skarbie.
-Pozwól mi... Teraz... -Wysapała kobieta.
-Słucham? - Ku zaskoczeniu Bellatrix Voldemort wydawał się zbity z tropu.
-Teraz ja chcę sprawić Tobie rozkosz Mój Panie... -Zdołała to powiedzieć już w miarę normalnie, gdyż napięcie seksualne napięcie pomału opadało ku jej ogromnemu rozczarowaniu. Chciała więcej. Chciała zrobić mu dobrze. Chciała ujeżdżać go całą noc i dłuższej. Nie zdążył nawet zaprotestować, kiedy kobieta pchnęła go na plecy i usiadła na nim okrakiem. Postanowiła spełnić dzisiaj swoje fantazje erotyczne. Z sznurkówek gorsetu wyciągnęła swą różdżkę i związała go jednym zaklęciem. Protestowal i szarpał się.
-Shhh... Teraz to ja będę na górze. -Uśmiechnęła się zadziornie. Kolejnym zaklęciem przeniosła go na sam środek łóżka. I na czworakach- niczym drapieżny kot- podeszła to unieruchomionego mężczyzny i znowu usiadła mu na podbrzuszu. Zsunęła się odrobinkę, tak, że teraz materiał jej mokrych stringów ocierał się o jego bokserki. Teraz to on zajęczał. To zachęciło ją tylko do działania. Wstała i zsunęła jego bieliznę jednym, zdecydowanym ruchem. On patrzył na to wszystko rosnącym zainteresowaniem. Patrzyła na jego erekcję z dumą-to wszystko moja zasługa. Podeszła i chwyciła jego przyrodzenie między uda, dzięki temu każdy jej ruch wywoływał kolejny jęk i dreszcz. Syknął przeciągle. Znowu się uśmiechnęła.
-Dobrze Ci? -Zapytała. Kolejny syk. Znudziło się jej już, siedzenie w takiej pozycji. Pochyliła się i delikatnie polizała skórę pod jego uchem.
-To teraz będzie Ci jeszcze lepiej.
Zaczęła kreślić językiem kółka po jego twardym, umięśnionym torsie i brzuchu, powoli torując sobie drogę do jego krocza. Gdy powolnymi ruchami języka zaczęła masować jego podbrzusze wygiął się w łuk.
-Nie utrudniaj. Ja Tobie nie przeszkadzałam Panie Mój.
Posłusznie, rozluźnił się. Gdy wzięła jego penisa do ust i zaczęła energicznie wkładać i wykładać go z buzi, jęczał i sapał. Resztkami sił powstrzymał się od wygnania ciała. Na progu orgazmu, Bellatrix zaprzestała pieszczoty nagłym ruchem bez ostrzeżenia. Tym razem to on warknął przeciągle.
-Ah... Trzeba było dać mi TO ba początku. -Uśmiechnęła się triumfalnie.
-Rozwiąż mnie. -Powiedział porostu.
Nic nie odpowiedziała.
-Chcę Ci TO dać. Chyba, że nie chcesz... - Droczył się z nią. Natychmiast zrozumiała i rzuciła się po różdżkę, a po jej ciele przeszło pożądanie. Szybko wyszeptała przeciwzaklęcie a on bez zbędnych ceregieli przycisnął ją do łóżka ciężarem swego ciała. Wygiął się lekko i sięgnął po sztylet leżący na szafce nocnej, stojącej obok łóżka. Oczy kobiety rozszerzyły się. -Zginę.- Voldemort postawił ją na podłodze i zacisnął palce na rękojeści. Zamknęła oczy. Nagle poczuła się luźno. Zaskoczona otworzyła oczy. Na podłodze leżał jej rozcięty gorset. Teraz miała na sobie tylko majtki.
-Będziesz tak stała? Rusz się. -Odezwał się Czarny Pan, chwycił ją za ramiona i wciągnął na łóżko. Przycisnął ją do siebie i pomału, zmysłowo ściągnął jej bieliznę. Pieszcząc językiem nabrzmiałe sutki kobiety zaczął powoli w nią wchodzić.
-Tak... Tak... Mój Panie... Mój Boże...Szybciej.... - Sapała.
Z każdą chwilą przyspieszał ruchy. Po parenastu minutach czystej rozkoszy oboje doznali zaskakującego, ogromnego i bardzo silnego orgazmu. Kolejne sekundy spędzili na bezczynnym leżeniu i uspakajaniu oddechu.
-To było najlepsze... Co w życiu przeżyłam... -Zdołała wyjąkać Bellatrix.
-Nie wątpię. -Rzekł pewnie. -Dziękuję. - Szepnął tak cicho, że przez chwilę nie odpowiadała, sądząc, że to przesłyszenie.
-Dziękuję, że pomogłaś mi się rozstresować. -Dodał głośniej.
-Ja... Ja..- jąkała- Dla Ciebie gotowa jestem zrobić wszystko Mój Panie. Ale w tym przypadku to była dla mnie czysta przyjemność.- Voldemort dostrzegł w jej oczach figlarny błysk.
-Naprawdę wszystko?
-Oczywiście!!! Wątpisz we mnie? - oburzyła się kobieta.
-Sprawdzimy?- Po pokoju rozszedł się złowrogi syk, wydobywający się z ust Czarnego Pana, i drugi raz tego wieczora spod łóżka wypełzł wąż. Lord Voldemort machnął różdżką, z której natychmiast błysnął biały promień, formujący się szybko w kartkę zapisanego pismem czarodzieja, pergamin. Wąż identycznie jak poprzednio miał dostarczyć wiadomość.
-Wyczaruj sobie ubranie. -Rozległ się zimny głos Lorda Voldemorta. Zdezorientowana Bellatrix chwyciła z swoją różdżkę i szybko wyczarowała sobie czarną szatę podobną, do tej, którą zwykle nosiła. Usiadła w fotelu stojącym w rogu, w drugim usiadła jej Pan. Czekała. Po kilku minutach do komnaty weszło trzech mężczyzn, a za nimi wślizgnęła się Nagini. Kobieta w myślach poprawiła się: weszło dwóch mężczyzn, wlekąc za sobą trzeciego. Ale przecież tortury, zawsze odbywały się w lochach posiadłości. Prawda...? Nagle sytuacja wyjaśniła się. Jeniec podniósł głowę, a Bellatrix przeżyła wstrząs. W jej oczach odbiło się przerażone oblicze jej męża- Rudolfa Lestrange.
-Co? O co chodzi? - Spojrzała na Czarnego Pana.
-Pomógł w ucieczce swojego zaprzyjaźnionego śmierciożercy, który nas zdradził - Rebastana Lestrange - jego brata! Zasługuje na śmierć, Bellatrix.
-Nie! On napewno nie.... Ręczę!- zawołała zrozpaczona.
-Mów!- warknął Lord Voldemort.
Cisza.
-Crucio!
Rozległ się przeszywający krzyk. Kobieta zamarła.
-To ja... Pomogłem... Ja... Pomogłem... - Wysapał Rudolf.
Bellatrix wytrzeszczyła oczy.
-Zabij go. - To wydane polecenie, nieuchronnie dążyło w jej kierunku.
-Ja?
-Czyżbyś się wahała? Zrób to Bellatrix. - W jego głosie zabrzmiała groźba. Kobieta uniosła różdżkę.
-Nie... Bella! Proszę, nie... -Wyszeptał Rudolf. Czarownica wciągnęła dużą dawkę powietrza do płuc, zamknęła oczy i wyszeptała :
-Avada Kedavra.
Kiedy na powrót rozwarła powieki zobaczyła martwe ciało jej męża leżące na dywanie.
-Wynieść go!- Rozkazał zimnym głosem Czarny Pan.
Mężczyźni kłaniając się, opuścili pokój.
-Teraz już nikogo nie ma między nami. Jutro o tej samej porze Bellatrix. Będzie wspaniale. Idź już.
Opuściła komnatę, nie pytając o nic więcej.
Voldemort został sam. Sam nie wiedział czemu zmusił ją do zabicia niewinnego Rudolfa. Czuł przywiązanie do niej, a seks jeszcze wzmocnił doznania. Ale nie kochał jej. Tak myślał.
wtorek, 31 grudnia 2013
Rozdział VI
Zima. Jest to z pewnością dla większości z nas najnieprzyjemniejsza pora roku. Jest zimno, pada ten okropny śnieg, ciemność otacza cały świat i jest po prostu okropnie. Ja natomiast należę do tej odmiennej części osobników. Uważam że zimna jest to cudowna pora roku. Kojarzy mi się z pewnym pięknym dniem. Byłam zaledwie pięciolatką, jednak bardzo pamiętam ten dzień. A było to jakoś w połowie grudnia...
Pewna mała jasnowłosa blondynka siedziała na parapecie w oknie równie pięknego pokoju - tak jak ona. Tego dnia padał śnieg. Biały puch pokrywał wszystko dokoła włącznie z małym jeziorkiem nieopodal domu. Lubiła zimę. Co roku razem z rodzicami wychodziła na zewnątrz aby poślizgać się na grubej warstwie lodu. Była to dla niej wspaniała zabawa, włączając to że jeziorko było zaczarowane, tak że widać było przez lód wszystko co znajdowało się w środku. Czyli różne stworzona i oczywiście piękną niebieską wodę. Od mała kochała, w przeciwieństwie do rówieśniczek, błękitny kolor. Był to on symbolem nieba. A niebo to przede wszystkim wolność. Była, jaki jest wielką marzycielką. Jej życiowym marzeniem było móc wyrwać się daleko do nieba i podróżować po świecie. Jednakże to marzenie było mało realne. No nie dziwiąc się, przecież była tylko pięciolatką. Zawsze wieczorem, gdy rodzice kazali jej iść spać siadała z małym kubkiem w ręku na parapecie spoglądając na gwiazdy i pijąc ciepłe kakao. Wtedy rozmyślała. Były to zwykłe marzenia. Nigdy nie lubiła za bardzo bawić się z innymi dziećmi. Nie była osobą zamkniętą w sobie, przeciwnie. Szybko nawiązywała kontakty z innymi, chociaż co niektórzy sądzili że jest trochę dziwna. Jednak niebieskooka nie brała tego do serca. Miała przynajmniej trochę swobody. Tym razem powinna już spać. Coś ją męczyło i nie mogła zasnąć. Usiadła i patrzyła na gwiazdy. Jak twierdził jej ojciec w jedną noc w roku pojawia się na niebie jedna wielka gwiazda. Wyróżnia się z nich wszystkim tylko tym że ma fioletowy odcień no i rzecz jasna, jest większa niż inne gwiazdki. Owy "kłębuszek" czyli jak to nazywała ją pani Lovegood, nie był do końca gwiazdką. Według państwa Lovegood był on symbolem szczęścia. Najsilniejsze pragnienie, które masz w sercu spełni się gdy wypowiesz życzenie patrząc na kłębuszka. Jednak ma on bardzo ważny warunek. Te życzenie musi być dobre i z głębi serca. Jeśli twoje sumienie jest czyste a pragnienie ma dobre intencje jest bardzo, ale to bardzo, wręcz pewne że życzenie się spełni. Ale gdy twoja prośba nie ma dobrych zamiarów to nie dosyć że się nie spełni to będziesz mieć nieszczęście przez dokładnie dziesięć lat nieszczęście. Mało kto wierzył w istnienie jakiś fioletowych kłębuszków przynoszących szczęście bądź pecha. Mimo to dla małej dziewczynki było to bardzo realne. Nie mniej jednak miała cichą nadzieję pojawienia się tej gwiazdki. Popijała właśnie chłodny już napój gdy nagle w oknie ujrzała rozbłysk. Jedna z gwiazd robiła się coraz większa i większa. W chwili gdy osiągnęła wielkość niemalże słońca dziewczynka zauważyła że przybrała fiołkowy odcień. "A jednak" powiedziała sama do siebie. Była oczarowana więc czym prędzej zawołała do siebie rodziców. Zanim jednak zdołała wydobyć z siebie jakiś dźwięk wszyscy byli na miejscu.
-Pamiętaj kochanie, dobra intencja-pocałowała Lunę jej matka.
-Wiem mamusiu.-mruknęła blondynka. Długo nie musiała się zastanawiać nad życzeniem, ponieważ już dawno znała je na pamięć. "Chcę, gdy będę już prawie dorosła, zakończyć stary rok i przywitać nowy w idealnym miejscu i z wyjątkową osobą. Nie ważne z kim. Po prostu z nią być.". Spojrzała z uśmiechem na rodziców i bez słowa pomknęła w stronę łóżka. Po chwili już spała.
Pamiętam ten dzień dokładnie. Był on jednym z tych szczególnych dni w moim życiu dziecka. Miałam zawsze nadzieje że wypowiedziane w owym czasie życzenie spełni się. Było ono z głębi serca.
Obudziłam się, ale widząc że jestem sama w łóżku pomyślałam tylko jedno - "Wyszedł jak jeszcze spałam". Mimo wszystko żałowałam że tak wcześnie wyjechał. Nie zdążyłam wstać a w drzwiach pojawił się blondyn w samym ręczniku. Miałam zamiar wybuchnąć śmiechem.
-Nie śpisz? Em.. ja tylko po ubrania.-speszył się lekko.
Gdy wyszedł nie dając mi nic powiedzieć uśmiechnęłam się w duchu. Czyli że jednak został. To dobrze. Po chwili wrócił już ubrany. Teraz ja zajęłam toaletę. Mijając chłopaka posłałam mu ciepły uśmiech. Wchodząc do pomieszczenia uderzył we mnie przyjemny zapach jego perfum. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w ciepłe jeansy i miękki sweterek. Gdy wyszłam do pokoju ujrzałam Dracona, oglądającego moje zdjęcia z dzieciństwa. Podeszłam do niego. Trzymał w dłoni zdjęcie mojej mamy.
-Jesteś do niej bardzo..
-Podobna, wiem-dokończyłam spoglądając z uśmiechem na obrazek. Przedstawiał on moją mamę w ogrodzie. Trzymała czerwone i żółte kwiatki. Była taka uśmiechnięta. Bardzo mi jej brakuje, ale muszę być dzielna. Na pewno by nie chciała żeby było mi smutno. Ale to jest silniejsze ode mnie. Draco widząc to uśmiechnął się do mnie pocieszająco i objął ramieniem. Taak, tego mi było trzeba. Staliśmy tak w milczeniu dobre kilka a może kilkanaście minut. Ciszę przerwałam ja.
-Idziemy na łyżwy.-oświadczyłam.
-Słucham?.-spytał zdziwiony blondyn.
-Och, nie marudź tylko chodź.-zachęciłam go dłonią-Tylko ubierz się w coś cieplejszego.-zaśmiałam się. Zeszłam szybko na dół po czym założyłam jakąś ciepłą ale wygodną kurtkę. Z wieszaka zabrałam też czapkę, szalik i rękawiczki w renifery. W momencie gdy skończyłam się ubierać Malfoy zszedł na dół. Nic nie mówiąc zabrałam z szafki dwie pary butów i wyszliśmy na dwór. Szliśmy przez chwilę czasem zamieniając kilka słów aż doszliśmy na zamarznięte jeziorko. Podałam chłopakowi parę łyżew i sama założyłam swoją.
-I jak ja mam w tym do cholery chodzić.-zakpił.
Pokręciłam tylko głową i wzięłam go za rękę ciągnąc na lód. Popchnęłam lekko chłopaka jednak ten po chwili stracił równowagę i przewrócił się. Mój śmiech zapewne słychać było w Hogwarcie.
-No wstawaj.-zaśmiałam się.-spokooojnie. Nauczysz się.-zachęciłam go.
Wyciągnęłam rękę i już po kilku sekundach wstał na nogi. Powoli prowadziłam go za rękę po lodzie. Nauka jazdy na łyżwach przerodziła się w zabawę. Co chwilę przewracaliśmy się. Ja zazwyczaj dlatego że Draco ciągnął mnie za sobą. Zanosiliśmy się śmiechem. W pewnym momencie chłopak postanowił sam spróbować. Skończyło się tym że wylądował na pobliskim drzewie. Szybko do niego podbiegłam. Miał zranioną rękę. Złapałam go za dłoń ale ten tylko jęknął. Wyjęłam różdżkę i mruknęłam jakieś zaklęcie. Po chwili nie było żadnego śladu. Pomogłam mu wstać.
-Wszystko ok?-zapytałam z troską.
-Taa, dziękuję-starał się przybrać jak najmilszy ton.
Ruszyliśmy w stronę domu. Gdy dotarliśmy na miejsce podałam mu eliksir wzmacniający. . Zaparzyłam nam herbaty i zaczęliśmy oglądać jakiś beznadziejny film. Zbliżało się południe. Nagle chłopak podniósł się z kanapy.
-Na mnie już czas. Dziękuję za wszystko.-uśmiechnął się trochę wymuszenie.
-Ach, już? No skoro tak... to nie zatrzymuje cię.-odpowiedziałam.-Do.. zobaczenia?
-Mhm.. too cześć.-po chwili już go nie było. Szczerze mówiąc to szkoda.
A czas mijał zaskakująco szybko.
"Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw."
Kolejna wyrwana kartka z kalendarza. 30 grudzień. Jutro sylwester. ... JUTRO SYLWESTER! A JA NIE MAM SUKIENKI! krzyknęłam w myślach. Ostatnia szansa żeby coś kupić. Pergamin.. gdzie on do cholery jest?! Zaczęłam bazgrać na nim pojedyncze słowa. Dałam zwinięty papier sówce mrucząc "wiesz do kogo" i już jej nie było. W tym czasie poleciałam do łazienki po czym wzięłam krótki prysznic. Wysuszyłam włosy i ciało różdżką i nałożyłam na siebie jeansy i bluzkę. Lekko się pomalowałam i chwyciłam za torebkę. W tej samej chwili sowa wleciała przez okno. Uchwyciłam karteczkę i przeczytałam "Czekam. Hermiona". Założyłam wygodne buty i teleportowałam się do najbliższej galerii. Usiadłam przy najbliższym stoliku i czekałam. Czekałam w sumie nie długo, choć dla mnie to była wieczność. W końcu zobaczyłam brązowowłosą dziewczynę biegnącą ku mnie.
-Luna, jesteś. No ty jak zwykle na ostatnią chwilę.-zaśmiała się.
-Zupełnie zapomniałam. To idziemy?-uśmiechnęłam się przytulając ją na przywitanie.
Weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu. Rozglądałam się za czymś ładnym ale nic nie przypadło mi do gustu. Przeszliśmy praktycznie przez cały budynek lecz niczego ciekawego nie znalazłam. Byłam załamana a Miona to zauważyła.
-Trudno, pójdę w dresach.-rzuciłam gorzko.
-Jeszcze coś znajdziemy, zobaczysz.-pocieszała mnie.
Ostatni sklep. Taak. Muszę coś wybrać. Weszliśmy do pomieszczenia. W oczy rzuciła mi się od razu piękna turkusowo fioletowa sukienka do kolan. Była bajeczna. Musiałam ją kupić.
-Ale.. czy nie jest za bardzo rzucająca się w oczy.-powiedziałam po krótce.
-No coś ty! Jest szałowa. Idealna na sylwestra, Kupuj!-zachęciła mnie.
W końcu przystało na to że zdecydowałam się na tą kieckę. Była bombowa. Jeszcze tylko buty. Z tym nie było problemu. Zdecydowałam się w końcu na ciemno fioletowe szpilki. Będą pasować do biżuterii. Po udanych zakupach padłam na ławkę zadowolona. Herma była również zmęczona.
-Chodźmy na lody.-pociągnęła mnie do lodziarni.
Nie protestowałam. Wybrałyśmy po 3 gałki. Miona wybrała miętowe, waniliowe i malinowe a ja czekoladowe, cytrynowe i o smaku gumy do żucia. Wesołe ruszyłyśmy w stronę ławeczki, na której przedtem siedziałyśmy.
-Ach.. jestem wyczerpana.-zaśmiałam się.
-No ale przynajmniej znalazłaś to czego szukałaś. Zaśmiała się.
-Fakt.-uśmiechnęłam się.
Posiedziałyśmy jeszcze dobre pół godziny i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dawno tak nie było. Musimy częściej się spotykać i jeszcze zabrać Ginn i Emily. Po krótkim czasie postanowiłam się już zbierać. Pożegnałam się z Hermioną i umówiłam się z nią że jutro pójdzie z nami na imprezę. Zabrałam swoje zdobycze i teleportowałam się do domu. A że był wieczór to postanowiłam położyć się spać.
~~~Następnego Dnia~~~~
Wstałam dość późno. Szybko wyczarowałam tacę naleśników i zjadłam w pośpiechu. Była już 14! Ubrałam moją kreację po czym zaczęłam przygotowania. Dzisiejszy makijaż ma być wyrazisty. Nałożyłam trochę podkładu. Pomalowałam oczy cieniami w kolorze sukienki. Przejechałam eyelinerem robiąc kreskę a rzęsy maznęłam tuszem. Całość ładnie nadała kształt moim oczom. Usta pomalowałam pudrowo-różową szminką. Dodałam kilka elementów i make-up był gotowy. Włosy zawinęłam na lokówkę. Mimo że mam dużo włosów to kręcenie nie zajęło mi dużo czasów. Naturalnie są lekko kręcone. Z tym problemów nie było. Gdy byłam już zupełnie gotowa wybiła 19 godzina. Szybko teleportowałam się na pewnej ulicy gdzie czekała już Emi. Miała ona rozpuszczone włosy i kremową sukienkę. Przywitałyśmy się i razem po chwili znalazłyśmy się pod norą. Wyszła już z niej Hermiona, która miała na sobie podobną sukienkę do Emily, tylko w odcieniach pudrowego różu, który warstwowo przybierał ciemno różowy kolor. Przywitała się z nami. Zaraz po niej wyszła Ginny.
-Wow. Wyglądacie przepięknie.-uśmiechnęła się. Sama wyglądała nieziemsko. Ubrana była w prostą ale ładną bordową sukienkę a rude włosy związała w kitkę, wypuszczając kilka pasemek. Razem ruszyłyśmy do Hogesmade. Bar pod trzema miotłami. Szybko się zaklimatyzowałyśmy. Zamówiłyśmy po ognistej i nie długo po tym Ginny szalała na parkiecie z jakimś chłopakiem. Impreza się rozkręcała a już nie długo po tym wszystkie kręciły się w rytm muzyki. Oprócz mnie. Ja ciągle sączyłam napój. Potem pewien brunet zaprosił mnie do tańca. Zgodziłam się i razem przetańczyliśmy kilka a może nawet kilkanaście piosenek. Nogi mnie zaczynały boleć ale teraz to się nie liczyło. Usiadłam przy barze a zaraz potem doszła do mnie Emi.
-Uch! Gorąco tu!-przekrzykiwała muzykę. Była nieźle wstawiona.
-No trochę.-zaśmiałam się na jej widok.
-Ej widzisz tego kolesia?-wskazała na wysokiego szatyna.-no.. planuje z nim spędzić wieczór.-zaczęła się dziwnie śmiać. Na widok tak pijanej ślizgonki wybuchłam śmiechem. Miałam już wstać i przejść się po parkiecie gdy ktoś zaprosił mnie do tańca.
-Zatańczysz?-znałam doskonale ten głos.
-Draco? Co ty tu..-nie skończyłam bo po chwili porwał mnie na środek parkietu. Wirowaliśmy w rytm piosenek.
-Czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dojga - śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.-mruknął blondyn. Uniosłam tylko brwi w zdziwieniu. Poeta..
"Nic już się nie liczyło, nic nie było ważne - tylko ten taniec, bo gdyby ustał, mogłoby się stać coś strasznego..."
10...9... usłyszeliśmy odliczanie. Jak na zawołanie Draco wpił się w moje usta. Teraz liczyliśmy się tylko my. Nasze języki tańczyły szalony taniec. 2...1... NOWY ROK! Fajerwerki unosiły się w powietrzu, słychać było okrzyki radości. Gdy oderwaliśmy się od siebie na zegarze była godzina 00.01.
Wspaniale zakończony i rozpoczęty rok. A jednak... marzenia się spełniają! Nawet te wypowiedziane do fioletowej gwiazdy. Z głebi serca.
_________________________
Omfg! Napisałam to za jednym zamachem! Aż sama się dziwię. A teraz dobra wiadomość: Wena wróciła :D Mam już plan na 3 najbliższe rozdziały. Mam nadzieje że podoba wam się choć trochę bo teraz jest 23.35 więc mózg nie pracuję prawidłowo :3 No to SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI! Nie będę zamulać :D
Komentujcie ! <3
-Pamiętaj kochanie, dobra intencja-pocałowała Lunę jej matka.
-Wiem mamusiu.-mruknęła blondynka. Długo nie musiała się zastanawiać nad życzeniem, ponieważ już dawno znała je na pamięć. "Chcę, gdy będę już prawie dorosła, zakończyć stary rok i przywitać nowy w idealnym miejscu i z wyjątkową osobą. Nie ważne z kim. Po prostu z nią być.". Spojrzała z uśmiechem na rodziców i bez słowa pomknęła w stronę łóżka. Po chwili już spała.
Pamiętam ten dzień dokładnie. Był on jednym z tych szczególnych dni w moim życiu dziecka. Miałam zawsze nadzieje że wypowiedziane w owym czasie życzenie spełni się. Było ono z głębi serca.
Obudziłam się, ale widząc że jestem sama w łóżku pomyślałam tylko jedno - "Wyszedł jak jeszcze spałam". Mimo wszystko żałowałam że tak wcześnie wyjechał. Nie zdążyłam wstać a w drzwiach pojawił się blondyn w samym ręczniku. Miałam zamiar wybuchnąć śmiechem.
-Nie śpisz? Em.. ja tylko po ubrania.-speszył się lekko.
Gdy wyszedł nie dając mi nic powiedzieć uśmiechnęłam się w duchu. Czyli że jednak został. To dobrze. Po chwili wrócił już ubrany. Teraz ja zajęłam toaletę. Mijając chłopaka posłałam mu ciepły uśmiech. Wchodząc do pomieszczenia uderzył we mnie przyjemny zapach jego perfum. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w ciepłe jeansy i miękki sweterek. Gdy wyszłam do pokoju ujrzałam Dracona, oglądającego moje zdjęcia z dzieciństwa. Podeszłam do niego. Trzymał w dłoni zdjęcie mojej mamy.
-Jesteś do niej bardzo..
-Podobna, wiem-dokończyłam spoglądając z uśmiechem na obrazek. Przedstawiał on moją mamę w ogrodzie. Trzymała czerwone i żółte kwiatki. Była taka uśmiechnięta. Bardzo mi jej brakuje, ale muszę być dzielna. Na pewno by nie chciała żeby było mi smutno. Ale to jest silniejsze ode mnie. Draco widząc to uśmiechnął się do mnie pocieszająco i objął ramieniem. Taak, tego mi było trzeba. Staliśmy tak w milczeniu dobre kilka a może kilkanaście minut. Ciszę przerwałam ja.
-Idziemy na łyżwy.-oświadczyłam.
-Słucham?.-spytał zdziwiony blondyn.
-Och, nie marudź tylko chodź.-zachęciłam go dłonią-Tylko ubierz się w coś cieplejszego.-zaśmiałam się. Zeszłam szybko na dół po czym założyłam jakąś ciepłą ale wygodną kurtkę. Z wieszaka zabrałam też czapkę, szalik i rękawiczki w renifery. W momencie gdy skończyłam się ubierać Malfoy zszedł na dół. Nic nie mówiąc zabrałam z szafki dwie pary butów i wyszliśmy na dwór. Szliśmy przez chwilę czasem zamieniając kilka słów aż doszliśmy na zamarznięte jeziorko. Podałam chłopakowi parę łyżew i sama założyłam swoją.
-I jak ja mam w tym do cholery chodzić.-zakpił.
Pokręciłam tylko głową i wzięłam go za rękę ciągnąc na lód. Popchnęłam lekko chłopaka jednak ten po chwili stracił równowagę i przewrócił się. Mój śmiech zapewne słychać było w Hogwarcie.
-No wstawaj.-zaśmiałam się.-spokooojnie. Nauczysz się.-zachęciłam go.
Wyciągnęłam rękę i już po kilku sekundach wstał na nogi. Powoli prowadziłam go za rękę po lodzie. Nauka jazdy na łyżwach przerodziła się w zabawę. Co chwilę przewracaliśmy się. Ja zazwyczaj dlatego że Draco ciągnął mnie za sobą. Zanosiliśmy się śmiechem. W pewnym momencie chłopak postanowił sam spróbować. Skończyło się tym że wylądował na pobliskim drzewie. Szybko do niego podbiegłam. Miał zranioną rękę. Złapałam go za dłoń ale ten tylko jęknął. Wyjęłam różdżkę i mruknęłam jakieś zaklęcie. Po chwili nie było żadnego śladu. Pomogłam mu wstać.
-Wszystko ok?-zapytałam z troską.
-Taa, dziękuję-starał się przybrać jak najmilszy ton.
Ruszyliśmy w stronę domu. Gdy dotarliśmy na miejsce podałam mu eliksir wzmacniający. . Zaparzyłam nam herbaty i zaczęliśmy oglądać jakiś beznadziejny film. Zbliżało się południe. Nagle chłopak podniósł się z kanapy.
-Na mnie już czas. Dziękuję za wszystko.-uśmiechnął się trochę wymuszenie.
-Ach, już? No skoro tak... to nie zatrzymuje cię.-odpowiedziałam.-Do.. zobaczenia?
-Mhm.. too cześć.-po chwili już go nie było. Szczerze mówiąc to szkoda.
A czas mijał zaskakująco szybko.
"Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw."
Kolejna wyrwana kartka z kalendarza. 30 grudzień. Jutro sylwester. ... JUTRO SYLWESTER! A JA NIE MAM SUKIENKI! krzyknęłam w myślach. Ostatnia szansa żeby coś kupić. Pergamin.. gdzie on do cholery jest?! Zaczęłam bazgrać na nim pojedyncze słowa. Dałam zwinięty papier sówce mrucząc "wiesz do kogo" i już jej nie było. W tym czasie poleciałam do łazienki po czym wzięłam krótki prysznic. Wysuszyłam włosy i ciało różdżką i nałożyłam na siebie jeansy i bluzkę. Lekko się pomalowałam i chwyciłam za torebkę. W tej samej chwili sowa wleciała przez okno. Uchwyciłam karteczkę i przeczytałam "Czekam. Hermiona". Założyłam wygodne buty i teleportowałam się do najbliższej galerii. Usiadłam przy najbliższym stoliku i czekałam. Czekałam w sumie nie długo, choć dla mnie to była wieczność. W końcu zobaczyłam brązowowłosą dziewczynę biegnącą ku mnie.
-Luna, jesteś. No ty jak zwykle na ostatnią chwilę.-zaśmiała się.
-Zupełnie zapomniałam. To idziemy?-uśmiechnęłam się przytulając ją na przywitanie.
Weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu. Rozglądałam się za czymś ładnym ale nic nie przypadło mi do gustu. Przeszliśmy praktycznie przez cały budynek lecz niczego ciekawego nie znalazłam. Byłam załamana a Miona to zauważyła.
-Trudno, pójdę w dresach.-rzuciłam gorzko.
-Jeszcze coś znajdziemy, zobaczysz.-pocieszała mnie.
Ostatni sklep. Taak. Muszę coś wybrać. Weszliśmy do pomieszczenia. W oczy rzuciła mi się od razu piękna turkusowo fioletowa sukienka do kolan. Była bajeczna. Musiałam ją kupić.
-Ale.. czy nie jest za bardzo rzucająca się w oczy.-powiedziałam po krótce.
-No coś ty! Jest szałowa. Idealna na sylwestra, Kupuj!-zachęciła mnie.
W końcu przystało na to że zdecydowałam się na tą kieckę. Była bombowa. Jeszcze tylko buty. Z tym nie było problemu. Zdecydowałam się w końcu na ciemno fioletowe szpilki. Będą pasować do biżuterii. Po udanych zakupach padłam na ławkę zadowolona. Herma była również zmęczona.
-Chodźmy na lody.-pociągnęła mnie do lodziarni.
Nie protestowałam. Wybrałyśmy po 3 gałki. Miona wybrała miętowe, waniliowe i malinowe a ja czekoladowe, cytrynowe i o smaku gumy do żucia. Wesołe ruszyłyśmy w stronę ławeczki, na której przedtem siedziałyśmy.
-Ach.. jestem wyczerpana.-zaśmiałam się.
-No ale przynajmniej znalazłaś to czego szukałaś. Zaśmiała się.
-Fakt.-uśmiechnęłam się.
Posiedziałyśmy jeszcze dobre pół godziny i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dawno tak nie było. Musimy częściej się spotykać i jeszcze zabrać Ginn i Emily. Po krótkim czasie postanowiłam się już zbierać. Pożegnałam się z Hermioną i umówiłam się z nią że jutro pójdzie z nami na imprezę. Zabrałam swoje zdobycze i teleportowałam się do domu. A że był wieczór to postanowiłam położyć się spać.
~~~Następnego Dnia~~~~
Wstałam dość późno. Szybko wyczarowałam tacę naleśników i zjadłam w pośpiechu. Była już 14! Ubrałam moją kreację po czym zaczęłam przygotowania. Dzisiejszy makijaż ma być wyrazisty. Nałożyłam trochę podkładu. Pomalowałam oczy cieniami w kolorze sukienki. Przejechałam eyelinerem robiąc kreskę a rzęsy maznęłam tuszem. Całość ładnie nadała kształt moim oczom. Usta pomalowałam pudrowo-różową szminką. Dodałam kilka elementów i make-up był gotowy. Włosy zawinęłam na lokówkę. Mimo że mam dużo włosów to kręcenie nie zajęło mi dużo czasów. Naturalnie są lekko kręcone. Z tym problemów nie było. Gdy byłam już zupełnie gotowa wybiła 19 godzina. Szybko teleportowałam się na pewnej ulicy gdzie czekała już Emi. Miała ona rozpuszczone włosy i kremową sukienkę. Przywitałyśmy się i razem po chwili znalazłyśmy się pod norą. Wyszła już z niej Hermiona, która miała na sobie podobną sukienkę do Emily, tylko w odcieniach pudrowego różu, który warstwowo przybierał ciemno różowy kolor. Przywitała się z nami. Zaraz po niej wyszła Ginny.
-Wow. Wyglądacie przepięknie.-uśmiechnęła się. Sama wyglądała nieziemsko. Ubrana była w prostą ale ładną bordową sukienkę a rude włosy związała w kitkę, wypuszczając kilka pasemek. Razem ruszyłyśmy do Hogesmade. Bar pod trzema miotłami. Szybko się zaklimatyzowałyśmy. Zamówiłyśmy po ognistej i nie długo po tym Ginny szalała na parkiecie z jakimś chłopakiem. Impreza się rozkręcała a już nie długo po tym wszystkie kręciły się w rytm muzyki. Oprócz mnie. Ja ciągle sączyłam napój. Potem pewien brunet zaprosił mnie do tańca. Zgodziłam się i razem przetańczyliśmy kilka a może nawet kilkanaście piosenek. Nogi mnie zaczynały boleć ale teraz to się nie liczyło. Usiadłam przy barze a zaraz potem doszła do mnie Emi.
-Uch! Gorąco tu!-przekrzykiwała muzykę. Była nieźle wstawiona.
-No trochę.-zaśmiałam się na jej widok.
-Ej widzisz tego kolesia?-wskazała na wysokiego szatyna.-no.. planuje z nim spędzić wieczór.-zaczęła się dziwnie śmiać. Na widok tak pijanej ślizgonki wybuchłam śmiechem. Miałam już wstać i przejść się po parkiecie gdy ktoś zaprosił mnie do tańca.
-Zatańczysz?-znałam doskonale ten głos.
-Draco? Co ty tu..-nie skończyłam bo po chwili porwał mnie na środek parkietu. Wirowaliśmy w rytm piosenek.
-Czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dojga - śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.-mruknął blondyn. Uniosłam tylko brwi w zdziwieniu. Poeta..
"Nic już się nie liczyło, nic nie było ważne - tylko ten taniec, bo gdyby ustał, mogłoby się stać coś strasznego..."
10...9... usłyszeliśmy odliczanie. Jak na zawołanie Draco wpił się w moje usta. Teraz liczyliśmy się tylko my. Nasze języki tańczyły szalony taniec. 2...1... NOWY ROK! Fajerwerki unosiły się w powietrzu, słychać było okrzyki radości. Gdy oderwaliśmy się od siebie na zegarze była godzina 00.01.
Wspaniale zakończony i rozpoczęty rok. A jednak... marzenia się spełniają! Nawet te wypowiedziane do fioletowej gwiazdy. Z głebi serca.
_________________________
Omfg! Napisałam to za jednym zamachem! Aż sama się dziwię. A teraz dobra wiadomość: Wena wróciła :D Mam już plan na 3 najbliższe rozdziały. Mam nadzieje że podoba wam się choć trochę bo teraz jest 23.35 więc mózg nie pracuję prawidłowo :3 No to SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU KOCHANI! Nie będę zamulać :D
Komentujcie ! <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)